Z okazji premiery "Kwartetu" Dustina Hoffmana stworzyłem dla kwietniowego "Filmu" krótki ranking najciekawszych debiutów reżyserskich w wykonaniu znanych aktorów.
Easy Rider, reż. Dennis Hopper
Najważniejszy
symbol epoki „flower - power” obok LSD i płyt Jefferson
Airplane. Legendarny film drogi o dwóch przyjaciołach poruszających
się szlakiem domów publicznych, komun hipisowskich, więzień i
innych miejsc, które Charles Bukowski nazwałby „uniwersytetami
życia”. Podróż przez pełną hipokryzji Amerykę wzbudza jednak
wśród bohaterów tyle samo euforii, co goryczy. Poszukiwana przez
mężczyzn wolność ostatecznie okazuje się niemożliwa do
osiągnięcia. Nawet jeśli buntowniczy manifest Hoppera odrobinę
dziś już się zestarzał, towarzysząca mu piosenka „Born to Be
Wild” wciąż zachowuje dawną moc.
Prawo Bronxu, reż. Robert De Niro
Robert De Niro
niby podpatruje mistrza Martina Scorsese, ale ostatecznie znajduje
odwagę, by podążyć własną drogą. „Prawo Bronxu” realizuje
założenia filmu gangsterskiego, ale nie przypomina pełnego
przemocy reportażu z ulic nędzy. Dla De Niro bardziej liczy się
wewnętrzny konflikt z jakim zmaga się jego główny bohater. Młody
chłopak zostaje zmuszony do wyboru między posłuszeństwem swemu
skromnemu ojcu, a podziwem wobec charyzmatycznego gangstera. Choć
„Prawo Bronxu” powstało na podstawie świetnego scenariusza
autorstwa Chaza Palminteriego, De Niro nie zrezygnował z
umieszczenia w nim akcentów osobistych. W pierwszej scenie filmu
reżyser zdecydował się umieścić dedykację poświęconą swojemu
ojcu.
Trees Lounge, reż. Steve Buscemi
Tytułowe „Trees
Lounge” to bar stanowiący azyl dla outsiderów, neurotyków i
popaprańców, a więc bohaterów, w których najczęściej wcielał
się aktorsko Steve Buscemi. We własnym filmie ulubieniec Tarantino
i braci Coen ponownie powołuje do życia postać pełnego uroku
nieudacznika. Odgrywany przez Buscemiego Tommy próbuje wyleczyć się
z alkoholizmu i odzyskać życiową równowagę. Nie bez znaczenia
dla jego wysiłków okazuje się solidarność pozostałych bywalców
baru, a także seksapil 22- letniej Chloe Sevigny.
Buffalo 66, reż. Vincent Gallo
Czarna komedia o
młodej dziewczynie, która zakochuje się w swoim porywaczu. Równie
ekscentryczny film mógł wyjść tylko spod ręki kogoś takiego jak
Vincent Gallo. Słynny aktor początkowo wcale nie zamierzał podobno
stawać po drugiej stronie kamery. Nie miał jednak wyjścia, gdy
pokłócił się o kształt filmu z przymierzanym do reżyserskiego
stołka Monte Hellmanem. Równie burzliwie przebiegała współpraca
Gallo z odgrywającą główną rolę żeńską Christiną Ricci.
Debiutujący reżyser nazywał młodą aktorkę swoją „marionetką”
i publicznie kpił z jej wagi. Wszystkie te zawirowania nie miały
jednak negatywnego wpływu na artystyczny poziom dzieła. Świetne
recenzje zebrane przez „Buffalo 66” skłoniły później Gallo do
realizacji „The Brown Bunny” uznanego za jeden z najbardziej
kontrowersyjnych filmów w historii festiwalu w Cannes.
Hello, Hello, Hello, reż. David Thewlis
Krótki metraż
wyreżyserowany przez jednego z ulubionych aktorów Mike'a Leigh.
Zrealizowany dwa lata po przełomowej roli w „Nagich” film Davida
Thewlisa stanowi ujmujący zapis pewnego przypadkowego spotkania.
Ekscentryczna artystka i sumienny policjant w kilkunastominutowej
rozmowie kontemplują uroki nocnego Londynu i podejmują karkołomną
próbę wyznaczenia granicy między sztuką, a grafomanią.
(...)
Więcej tytułów w kwietniowym FILMIE
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz