Andrzej Jakimowski wciąż spogląda na
świat przez zmrużone oczy. Tak jak w swych poprzednich
filmach, twórca „Imagine” stawia tajemnicę ponad pewnością,
uwzniośla autentyczną skazę kosztem fałszywej doskonałości.
Umieszczenie akcji w środowisku pacjentów prestiżowego ośrodka pomocy
niewidomym prowadzi reżysera do przybliżenia widzom nietypowej życiowej postawy. W "Imagine" receptą na zawodność zmysłów miałoby okazać się zamarzenie sobie nierozpoznanych fragmentów rzeczywistości i wymodelowanie jej za sprawą własnej wyobraźni. Właśnie do takiego podejścia zachęca swych podopiecznych kontrowersyjny nauczyciel. Ian, przypominający ociemniałego
kompana pana Lazhara z filmu Philippe'a Falardeau, ma
w sobie jednocześnie coś z geniusza i hochsztaplera. Polski reżyser wstrzymuje
się z oceną swojego bohatera aż do finału, który przywołuje na ekranie magię kina Felliniego. Ostatnia scena "Imagine" stanowi manifest intymnej rewolucji, paradoksalnie skromną deklarację wizjonerstwa. Gdzieś na uboczu świata, między starcami grającymi w warcaby, a klientem awanturującym się z kelnerem jedna z podopiecznych Iana dopuszcza do siebie świadomość życiowego przełomu. Film Jakimowskiego oddaje całą radość momentu, w którym niepewne dotychczas przekonanie zamienia się na naszych oczach w niezbity fakt.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz