W cieniu nowych filmów Allena i Lanthimosa, na nasze ekrany wchodzą także argentyńskie "Akacje". Debiutu Pablo Giorgelliego nie warto przegapić, a najlepsze świadectwo wystawia mu Złota Kamera otrzymana przed rokiem na festiwalu w Cannes. Kilka słów o swoich wrażeniach z filmu napisałem w recenzji dla "Dziennika".
„Akacje” to przewrotne kino drogi zrealizowane na przekór ogranym schematom własnego gatunku. Brawurowy debiut Pablo Giorgelliego sprawnie porusza się w przestrzeni między realizmem a tajemnicą, dystansem a bliskością, stagnacją a przemianą. Argentyński reżyser pozostaje błyskotliwym obserwatorem codzienności, z której potrafi jednak wydobyć także skrzętnie ukrytą poezję.
Bohaterowie filmu Giorgelliego nie przypominają swobodnych jeźdźców doskonale znanych z amerykańskich bezdroży. Podróż Rubena i Jacinty nie ma nic wspólnego z młodzieńczą wyprawą po samopoznanie. Zamiast z zuchwałym okrzykiem buntowników, „Akacje” konfrontują nas z pełnym rezygnacji milczeniem dwojga nieznajomych. Obciążeni solidnym bagażem życiowych doświadczeń Ruben i Jacinta niczego od siebie nie oczekują, do drugiego człowieka podchodzą z wypracowaną przez lata szorstkością. W poczuciu wzajemnej nieufności doskonale sekunduje im otaczający świat. Dłużąca się w nieskończoność sekwencja przekraczania granicy między Paragwajem a Argentyną przytłacza głównie ze względu na powtarzalną, bezduszną skrupulatność kolejnych urzędników. Choć zmieniają się realia, związki międzyludzkie wszędzie pozostają podszyte są tym marazmem.
(...) cały tekst ukazał się w piątkowym wydaniu Dziennika
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz