piątek, 24 sierpnia 2012

TYLKO KRÓTKO, PROSZĘ: "Zakochani w Rzymie" Woody'ego Allena



Jeśli Woody Allen faktycznie zakochał się w Rzymie, manifestowane przez niego uczucie ma w sobie coś perwersyjnego. Reżyser zdaje się z rozbrajającą szczerością przyznawać, że włoska stolica przytłacza go, wytrąca z równowagi, dezorientuje. Właśnie dlatego podczas spaceru po Wiecznym Mieście tak często zdarza się Allenowi zabrnąć w ślepą uliczkę. Choć reżyser powołuje się na inspiracje „Białym szejkiem” Felliniego czy „Dekameronem” Pasoliniego, „Zakochani w Rzymie” znacznie częściej przypominają bulwarową farsę. Na szczęście z czasem w miejsce nieprzystającej do reżysera rubaszności pojawiają się dobrze znane kpiny z żargonu psychoanalitycznego, pseudointelektualnych dysput i neurotycznych dziwactw. Allenowi udaje się także sięgnąć po abstrakcyjny dowcip, który bardziej niż z ostatnimi filmami kojarzy się z rzadko podejmowanymi przez niego próbami literackimi. Choć reżyser niczym więcej nas nie zaskakuje, dobrze, że przynajmniej chwilami potrafi poczuć się w Rzymie jak w domu. Prawdziwego mistrza poznajemy przecież po tym, że nawet w najsłabszej formie miewa przebłyski zwyczajowego geniuszu.


Zakochani w Rzymie (To Rome with Love)
Woody Allen
Ocena: 7/10 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz