czwartek, 9 maja 2013

Komedia wysokich lotów - recenzja "Przelotnych kochanków" Pedro Almodovara




Scenariusz „Przelotnych kochanków” to najzabawniejszy tekst o katastrofach lotniczych od czasu „Raportu smoleńskiego” Macierewicza. Nowy film Almodovara przypomina materiał z czarnej skrzynki zagubionej przez reżysera jeszcze w latach 80. Autor „Labiryntu namiętności” powraca do stylu z dawnych czasów, by wprawić w konsternację nadętych koneserów zachwycających się wyłącznie najnowszymi dokonaniami reżysera. „Przelotni kochankowie” to paw z rozmysłem puszczony na eleganckim przyjęciu. Za sprawą swego nowego filmu Almodovar dorównuje największym odlotom Johna Watersa czy tria ZAZ. Dowcip hiszpańskiego mistrza pozostaje równie dosadny, obrazoburczy i bezpruderyjny. Wzorem członków załogi filmowego samolotu reżyser aplikuje widzom drinka wzbogaconego o afrodyzjak i meskalinę. Po takim przygotowaniu możemy w pełni czerpać przyjemność choćby ze sceny pokracznego tańca wykonanego przez egzotyczny tercet homoseksualnych stewardów. Trudno dziwić się, że panowie wykonują swe pląsy akurat w takt uroczo kiczowatego szlagieru „I'm So Excited”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz