sobota, 1 czerwca 2013

Nadzieja na przemiany - recenzja "Dla Ellen" So Yong Kim





Film So Yong Kim skutecznie przełamuje stereotypy na temat przedstawiania na ekranie postaci muzyków rockowych. „Dla Ellen” nie przypomina ani ckliwej ballady, ani egzaltowanego protest songu. Opowieść o perypetiach młodego artysty nie skupia się również na ukazaniu banalnego kontrastu między sceniczną maską a autentyczną osobowością bohatera. Zgodnie z intencją reżyserki, Joby Taylor ani razu nie objawia nam się w trakcie swojego koncertu. Jedyny moment, w którym naśladuje zachowania z występów, stanowi żałosne ukoronowanie pijackiego wieczoru. Podczas wizyty w pubie popisuje się wtedy przed swoim towarzyszem i prezentuje mu pokraczny układ taneczny do rozbrzmiewającej w tle piosenki. Postawienie sprawy w ten sposób sugeruje, że Joby interesuje reżyserkę nie jako wyniosły artysta, lecz zmagająca się z codziennością jednostka. Pod względem niedopasowania do rzeczywistości najbardziej przypomina chyba bohaterów „Wszystkich odlotów Cheyenne’a” czy „Szalonego serca”. Choć młodszy o kilkadziesiąt lat i dobre parę kilogramów używek, trapiony jest przez nie mniej poważne problemy.

Wyobrażenie o charakterze Taylora daje już jedna z pierwszych scen filmu. Wyraźnie zdezorientowany, snuje się po omacku gdzieś na zaśnieżonym rozdrożu. Kolejne partie opowieści dostarczają nam dalszych dowodów jego nieporadności. Wiecznie się spóźnia, z roztargnienia myli drogę, a poranne telefony odbiera na niekończącym się kacu. Momentami jego zachowania wydają się wyjęte ze slapstickowej komedii. Na naszych oczach Joby upodabnia się do chaplinowskiego trampa i jak on łączy śmieszność ze świadomością własnej godności.

Walka o zachowanie godności najsilniej przejawia się w determinacji, z jaką stara się utrzymać prawo do opieki nad sześcioletnią córką, tytułową Ellen. To niełatwe zadanie. Rozwodząca się z Jobym żona ani myśli godzić się na jego prośby i porozumiewa się z nim jedynie za pośrednictwem adwokatów. Joby wbrew swej woli zostaje wciągnięty w serię prawniczych gierek, w których mała Ellen staje się wystawionym na sprzedaż towarem. Joby bez entuzjazmu akceptuje narzucone mu warunki gry. Zamiast skupiać się na analizie paragrafów, wolałby udowodnić, że zwyczajnie zasługuje na możliwość kontaktu z córką.

(...) Więcej w majowym KINIE

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz