niedziela, 2 czerwca 2013

Romantyk z siekierą - kino Siergieja Łoźnicy



Siergiej Łoźnica wydaje się zawdzięczać swą błyskotliwą karierę odwadze i skłonności do ryzyka. Urodzony na Białorusi, wychowany w Kijowie przyszły reżyser przez długi czas odnosił sukcesy jako pracownik tamtejszego instytutu cybernetyki. W pewnym momencie zdecydował się jednak porzucić prestiżową pracę na rzecz niespokojnego życia artysty. Skok w nieznane zakończył się nadspodziewanie miękkim lądowaniem. Młody reżyser z miejsca zyskał sławę jednego z najoryginalniejszych twórców europejskiego kina dokumentalnego. Osiągnięte sukcesy nie wystarczyły jednak do zaspokojenia jego ambicji. Łoźnica zdecydował się w pewnym momencie wedrzeć na niegościnne terytorium kina fabularnego. Raz jeszcze zuchwały szturm zakończył się pełnym sukcesem. Już za sprawą debiutanckiego „Szczęście ty moje” inżynier Łoźnica zakwalifikował się do Konkursu Głównego na niezwykle hermetycznym festiwalu w Cannes. Wyczyn ten powtórzył także przed rokiem z kolejną w swoim dorobku fabułą - „We mgle”. Widoczna w filmografii Łoźnicy wszechstronność pociąga za sobą niebywałą erudycję. Reżyser z ukraińskim paszportem nie wstydzi się subtelnie zakpić z dziennikarza zadającego mu zbyt naiwne pytanie, a w kolejnych rozmowach potrafi zacytować z pamięci Wittgensteina lub ze swadą rozprawiać o obejrzanym ostatnio filmie. W postawie Łoźnicy zamiast artystowskiej pozy zaznacza się jednak bezdyskusyjny autentyzm. To samo należałoby powiedzieć także o jego reżyserskim stylu, który u mniej utalentowanego twórcy łatwo zamieniłby się najpewniej w ciąg irytujących manieryzmów.

Autor „Pejzażu” zasłynął jako wnikliwy portrecista rosyjskiej prowincji. Choć ikonografię filmów Łoźnicy tworzy najczęściej siekiera, strzelba i butelka wódki, reżyserowi trudno zarzucić epatowanie sensacją rodem z tabloidu. Wręcz przeciwnie, filmy autora „Osady” pozostają utrzymane w atmosferze kontemplacji, a bijący od nich spokój rzadko kiedy mącą jakiekolwiek dialogi. Za wykładnię twórczej metody reżysera mógłby posłużyć chociażby zrealizowany przez niego „Portet” (2002). Seria czarno – białych kadrów przedstawia – oderwanych na chwilę od codziennych zajęć - mieszkańców rosyjskiej wioski. Wnikliwe spojrzenie na ich spracowane, pokryte zmarszczkami twarze pozwala bardzo szybko przebyć drogę od banału do wzniosłości, od konkretu do metafizyki.



Minimalistyczna stylistyka filmów Łoźnicy nie pozbawia ich drapieżności. W swym pierwszym dokumencie reżyser zadeklarował chęć ironicznej gry z utratymi schematami i zużytymi konwencjami. „Dzisiaj zbudujemy dom” (1997) - już na poziomie swojego tytułu – w przewrotny sposób wydaje się odnosić do estetyki socrealizmu. Czarno – biały film o jednym dniu z życia robotników budowlanych sytuuje się jednak na antypodach propagandowych kronik. W „Dzisiaj zbudujemy...” próżno szukać rozentuzjazmowanego narratora, który wychwalałby imponujące wyczyny kolejnych stachanowców. Wśród portretowanych przez Łoźnicę robotników dominuje lenistwo i stagnacja, a ożywienie prowokują wyłącznie – organizowane podejrzanie często – przerwy od pracy. Nic dziwnego, że świadomy absurdalności podglądanych scenek reżyser chwilami nadaje im klimat rodem ze slapstickowej komedii. Za ironicznymi zabiegami formalnymi kryje się jednak najpewniej całkiem poważny przekaz. „Dzisiaj zbudujemy....” powstało przecież zaledwie sześć lat po rozpadzie Związku Radzieckiego. Czyżby więc Łoźnica chciał poprzez swój dokument wyrazić rozczarowanie poziomem zaangażowania z jakim obywatele przystępują do budowania „nowej Rosji”? Niemal każdy film twórcy „Osady” z wdziękiem poddaje się podobnym interpretacjom politycznym. Siła dokumentów Łoźnicy polega jednak na tym, że z równym powodzeniem można potraktować je jako pozbawione ideologicznego balastu kartki z podróży po zapomnianych krainach.

Bardziej oczywiste odniesienia do skomplikowanej przeszłości Rosji z pewnością da się jednak dostrzec w „Rewii” (2008). Kolaż kronik obrazujących realia kultury kołchozowej można potraktować jako krytyczny komentarz w sprawie coraz powszechniejszej nostalgii za Związkiem Radzieckim. Za sprawą błyskotliwego montażu Łoźnica wydobywa z pozornie niewinnych archiwaliów treści propagandowe i wskazuje na stopień zindoktrynowania jakiemu poddana była komunistyczna codzienność.

(...) Więcej w katalogu festiwalowym 10. Planete+ Doc 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz