środa, 21 września 2011

They're still alive! Czyli kilka słów o "Pearl Jam Twenty"


Kuchennymi drzwiami na Cinema Enchante wkrada się odrobina muzyki. Pretekstem stała się wczorajsza premiera "Pearl Jam Twenty". Cameron Crowe nakręcił bardzo dobry dokument o jednym z najważniejszych zespołów lat 90., a mnie pozwolił na sentymentalną podróż do czasów fascynacji grungem. Poniżej zamieszczam fragment krótkiej recenzji filmu, którą w całości opublikował portal "Zwierciadło.pl".

Cameron Crowe przygotował znakomity prezent na dwudzieste urodziny zespołu Pearl Jam. Dokument amerykańskiego reżysera nie ma w sobie nic z hagiograficznej laurki. Charakter filmu Crowe'a zostaje w pełni podporządkowany fenomenowi jego bohaterów. „Pearl Jam Twenty” bywa jednocześnie stateczne i zbuntowane, tradycyjne i nowoczesne, ironiczne i melancholijne. Całą tę ambiwalencję uwiarygadnia wpisane w film poczucie bezwzględnej szczerości. Właśnie dzięki niej „Pearl Jam Twenty” może spodobać się także widzom, którzy dawno już rozstroili gitary, odłożyli flanele do szafy i pozwolili zakurzyć się ulubionym płytom. Dokument Crowe'a ma w sobie moc, by odczarować tamten sentyment.

„Pearl Jam Twenty” stanowi popis reżyserskiej dociekliwości. Crowe sięga do trudno dostępnych archiwaliów, zagląda za kulisy i nie cofa się przed zadawaniem niewygodnych pytań. Członkowie Pearl Jam spowiadają się przed kamerą z pogmatwanych relacji z Kurtem Cobainem i wspominają o kryzysach w łonie własnego zespołu. Podróż do przeszłości ma jednak znaczenie oczyszczające. 
(...) dalszy ciąg na stronie "Zwierciadła"


Na deser jedna z moich ulubionych, swego czasu,  piosenek Pearl Jam:    




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz