piątek, 14 września 2012

Klęska popowych bitników- recenzja "W drodze" Waltera Sallesa


Adaptacja "W drodze" zabrnęła w ślepą uliczkę. Film Waltera Sallesa zrobił ruchowi bitnikowskiemu tę samą krzywdę, którą "Wszystko, co kocham" Jacka Borcucha wyrządziło polskiemu punkowi.
Ekranowa wersja powieści Jacka Kerouaca niemiłosiernie spłyca opisywany przez siebie kulturowy fenomen, a jego współtwórców poddaje daleko posuniętej infantylizacji. W filmie Sallesa pozornie gorliwi buntownicy przypominają dzieciaki z dobrych domów, które wymknęły się rodzicom na popołudniową wycieczkę.

(...)

Dlaczego nie udało się osiągnąć tego samego w przypadku "W drodze"? Podczas oglądania filmu można odnieść wrażenie, jakby Salles przestraszył się ciążącej na nim odpowiedzialności. Wirtuozerska powieść Kerouaca od dawna uważana była za niefilmową, a zmierzenia się z nią odmówili swego czasu tacy mistrzowie, jak Francis Ford Coppola czy Jean-Luc Godard. Świadom maestrii pisarza Brazylijczyk nawet nie próbował się z nim ścigać. Zamiast gazu wcisnął hamulec i dojechał do mety w niezwykle zachowawczym stylu. Książka Kerouaca pachniała podłą whisky i popalaną ukradkiem marihuaną. W swojej stylistycznej dezynwolturze przypominała hipnotyczną jazzową improwizację. Salles zadowolił się wyłącznie mdłym brzmieniem popowej ballady.


Cały tekst ukazał się w Dzienniku

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz