środa, 19 września 2012

TYLKO KRÓTKO, PROSZĘ: recenzja "Kochanka królowej" Nikolaja Arcela




„Kochanek królowej” nie przynosi spodziewanej satysfakcji. Film Nikołaja Arcela razi widoczną od pierwszych chwil  wewnętrzną sprzecznością. Opowieść o naturze postępu przyjęła zaskakująco konserwatywną formę. Z przewidywalnym wątkiem miłosnym i niedbale naszkicowanymi bohaterami „Kochanek” pozostaje tylko bękartem klasycznego melodramatu.  Film Arcela jest świetnie zagrany i wyreżyserowany pewną ręką, ale też rozczarowująco ubogi intelektualnie. Ambicje twórców ograniczają się właściwie do powtórzenia komunałów o nieskazitelnych dobrodziejstwach niesionych przez epokę Oświecenia. Trudno zresztą oprzeć się wrażeniu, że bardziej niż polityczne reformy i ideologiczne manifesty interesują Arcela łóżkowe harce bohaterów. Postępowy doktor Struensee w tej sytuacji przypomina chutliwą wersję swojskiego Judyma. Urodziwy mężczyzna nie tylko budzi z apatii kraj, lecz także przywraca satysfakcję seksualną zaniedbywanej przez męża królowej. W przypadku filmów o emancypacji poprzez rozkosz zdecydowanie bardziej od nabzdyczonego „Kochanka” wolę jednak „Romantyczną historię wibratora”.


Kochanek królowej
Reżyseria: Nikolaj Arcel
Ocena: 4/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz