piątek, 5 lipca 2013

Bez wódki i humoru nie da się żyć - rozmowa z Akim Kaurismakim










Piotr Czerkawski: Rozmawiamy na festiwalu we włoskim Lecce, ale chciałbym, żebyś przyjął ode mnie najbardziej polski prezent z możliwych. To limitowana edycja Żubrówki.

Aki Kaurismaki: Bardzo dziękuję. Z tego co wiem, macie w Polsce miejsce, w którym żubry żyją na wolności. Jak ono się nazywa?

Puszcza Białowieska.

No właśnie! Swoją drogą, wiesz, że byłem kiedyś w Polsce?

Oczywiście. Nakręciłeś tam część końcowych sekwencji z filmu „Leningrad Cowboys spotykają Mojżesza”. Bardzo cenię zresztą te sceny. Udało ci się uchwycić Polskę w ciekawym momencie zawieszenia między komunizmem, a kapitalizmem.

To wszystko prawda, ale po raz pierwszy odwiedziłem Polskę już znacznie wcześniej, bo w 1965 roku. Miałem wtedy osiem lat i ojciec zabrał mnie w wakacje na wycieczkę po demoludach. Wyobrażasz sobie? Dwóch Finów w średniej klasy amerykańskim samochodzie przemierzało bezdroża socjalizmu. Byliśmy wtedy w Rosji, w Polsce, na Ukrainie i dojechaliśmy aż do Rumunii. Z wizytą w Bukareszcie wiąże się zresztą zabawna sytuacja. Kiedy byliśmy w mieście, ulicą przejeżdżał akurat Ceaucescau. W momencie gdy nas mijał, ludzie podnieśli ręce, by go pozdrowić, a ja odruchowo powtórzyłem ten gest. Gdybym wiedział wtedy co to za drań, nigdy bym tego, rzecz jasna, nie zrobił.

(...)
 
Twoja młodzieńcza biografia układa się we wzór ukształtowany przez twórców Nowej Fali. Tradycja francuskiego kina wydaje się być dla ciebie szalenie ważna.

Staram się okazywać to nawet za pomocą najdrobniejszych szczegółów. Między innymi dlatego poprosiłem, żeby małą rólkę w „Człowieku z Hawru” zagrała moja przyjaciółka , która jest córką Jeana Vigo.

To niejedyny ukłon w stronę kinofilów, który możemy dostrzec w tym filmie. Jedną z epizodycznych ról gra w nim przecież Jean – Pierre Leaud, a więc ulubiony aktor Godarda i Truffauta.

Pomyślałem, że to będzie interesujące. Jako czternastolatek Leaud zagrał w „Czterystu  batach” chłopca, który jest bez przerwy prześladowany przez nieżyczliwych ludzi i bezduszne instytucje. Pomyślałem więc, że pozwolę mu na małą zemstę i obsadzę w roli donosiciela. Pewnie nikt nie zwrócił na to uwagi, ale dla mnie była to bardzo ważne, wewnątrzfilmowe nawiązanie.

Skoro mowa o Leaudzie, to bardzo smutne, że tak znakomity aktor właściwie nie istnieje we współczesnym kinie. Poza tobą i Tsai – ming Liangiem mało kto decyduje się w ogóle, by obsadzać go w swoich filmach.

Gdy Leaud na początku lat 90., zagrał u mnie w „Wynająłem płatnego mordercę”, była to jego pierwsza główna rola od 17 lat. Niemniej, jestem w stanie zrozumieć obawy reżyserów, którzy nie chcą z nim współpracować. Jean – Pierre ma w sobie coś z prawdziwego szaleńca. Jest też trochę jak rzadki kwiat, o który musisz troszczyć  się bez przerwy, bo inaczej od razu zwiędnie.

(...)
 
W twojej karierze ceniłem zawsze umiejętność twórczego nawiązywania do klasyki literatury. Masz w swoim dorobku między innymi wariacje na temat „Zbrodni i kary”, „Hamleta” czy „Dziewczynki z zapałkami”. Zastanawiam się czy istnieją  jeszcze jakieś książki, na których chciałbyś odcisnąć swoje piętno?

Podpowiedz mi jakieś książki, a przeczytam je i zekranizuję.

Byłbym bardzo ciekaw jak Aki Kaurismaki zaadaptowałby Raymonda Chandlera.

Uwielbiam Chandlera. Jeśli musiałbym zdecydować się na ulubioną książkę, wybrałbym „Długie pożegnanie”, ale bardzo podobała mi się też „Tajemnica jeziora”. Nawet dziś czyta się ją jak znakomity, trzymający w napięciu kryminał. A przecież nie pada w nim ani jeden trup poza tym, którego detektyw Marlowe odkrywa na samym początku opowieści. Tymczasem we w dzisiejszej wersji takiej książki mielibyśmy pewnie do czynienia z masowym mordercą i stertą zmasakrowanych ciał. Współczesna kultura cierpi na chorobę przesady i przez to staje się dla mnie coraz mniej interesująca. 

Choć twoje filmy są pozbawione bezpośrednich odwołań politycznych, można dostrzec w nich bardzo wyrazistą linię światopoglądową. Twoja wizja świata wydaje mi się akurat bardzo bliska. Nie sądzisz jednak, że czasem polityka potrafi zabić piękno kina?

Prawdziwa sztuka potrafi obronić się przed takim niebezpieczeństwem. Zacytuję Jeana – Luca Godarda:  „Nawet jeśli nienawidzisz Johna Wayne'a za jego wybory polityczne, kochasz go z powrotem, gdy bierze w ramiona Natalie Wood w finale "Poszukiwaczy”.

Twojemu humanizmowi towarzyszy także charakterystyczna wrażliwość społeczna. Zawsze wydawałeś mi się w swoich filmach kimś w rodzaju ujmującego swoją szczerością, socjalistycznego marzyciela.

 Staram się nie analizować nigdy swoich filmów, bo pewnie uznałbym je za bardzo słabe. Powiedzmy, że jestem komikiem, który usiłuje być także socjalistą. Moje credo brzmi: spójrzmy w oczy rzeczywistości, ale nie traćmy przy tym poczucia humoru. Bez niego i bez wódki życie byłoby naprawdę nie do zniesienia.

Więcej w dzisiejszym wydaniu Dziennika 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz