sobota, 13 lipca 2013

Nawet Lou Reed popełnia błędy - rozmowa z Rykardą Parasol






Piotr Czerkawski: Krytycy bardzo często porównują cię do największych gwiazd rocka, takich jak Lou Reed czy Patti Smith. Czy podobne odniesienia mają dla ciebie jakiekolwiek znaczenie?

Rykarda Parasol: Prawdę mówiąc, nie czuję się bezpośrednio zainspirowana przez nikogo. Gdy słucham jakiegoś artysty, staram się oceniać każdą piosenkę z osobna. Jeśli szczególnie szanuję określonego muzyka, doceniam większość  jego utworów, ale nigdy wszystkie. Nawet Lou Reed może przecież popełniać błędy.

W jednym z wywiadów wyznałaś, że wykonujesz „kobiecą muzykę dla mężczyzn”. Co konkretnie przez to rozumiesz?

Użyłam tego stwierdzenia jako prowokacji. Na co dzień staram się nie definiować siebie w kategoriach płci, do której przynależę. Wydaje mi się to bardzo ograniczające. Na szczęście dziś coraz łatwiej się od tego wyzwolić. Mężczyźni chętnie słuchają kobiecych głosów, a dla młodych muzyków, którzy chcą ze mną współpracować, nie liczy się nic innego poza moimi umiejętnościami.

Należysz do grona artystek, dla których teksty piosenek pozostają tak samo istotne jak  muzyka. Dlaczego przywiązujesz do nich tak wielką wagę?

Sądzę, że nie jestem zbyt dobrym muzykiem, więc staram się skupić na tym, co uważam za swój atut. Już jako dziecko lubiłam dużo czytać i odkryłam w sobie pewien talent literacki. Lubię używać metafor i bawić się wieloznacznością słów. Starałam się o tym pamiętać zwłaszcza podczas pracy nad płytą „Blood & Wine”. Większość tekstów powstało wówczas jako wiersze, które dopiero później zostały dopasowane do konkretnej muzyki.

Czy sztuka poezji wydaje ci się szczególnie bliska muzyce?

Zdecydowanie tak. Dobry wiersz ma w sobie przecież rytm i melodyjność, a więc cechy, których wymaga się od każdej dobrej piosenki. Przykładem poety, którego twórczość zawsze przywoływała mi na myśl muzykę zawsze był chociażby William Auden.

Czy ostatnimi czasy odkryłaś dla siebie kogoś jeszcze?

Odkąd coraz częściej przebywam w Paryżu, staram się zwracać uwagę na poezję francuską.  Intryguje mnie w niej zwłaszcza samo brzmienie języka, który potrafi zafascynować nawet ludzi nieznających w nim ani jednego słowa.

Często powtarzasz, że muzykę, którą wykonujesz określiłabyś jako „rock noir”. W jaki sposób zdefiniowałabyś ten osobliwy nurt?

Słowo „noir” w kinie i literaturze kojarzy mi się z wizją świata, która zakłada pewien dystans do rzeczywistości. Wprawdzie emanuje mrokiem, ale jednocześnie nie stara się przytłoczyć nim odbiorcy. W kinie dostrzegam coś podobnego u Hitchcocka i Tarantino. Jeśli chodzi o muzykę, za zespół wykonujący „rock noir” uznałabym na przykład Mazzy Star.

(...)


Swego czasu ujęłaś mnie deklaracją, że – jak każda kobieta - uwielbiasz whisky i papierosy. Masz w tych kwestiach jakieś preferencje?

Najchętniej piję chyba Bourbona. Odkąd mieszkam w Paryżu, zdążyłam także znaleźć swój ulubiony koniak. Jeśli natomiast chodzi o papierosy, staram się ograniczać do jednego w tygodniu. To mój francuski przysmak, a przyjemności trzeba umieć sobie dawkować.

Więcej na łamach Dziennika 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz