O Nannim Morettim słyszeli właściwie wszyscy mieszkańcy Italii – reżyser wzbudza wśród nich skrajne emocje. Jedni dostrzegają w nim najbardziej wpływową postać współczesnej włoskiej kinematografii, drudzy – komunizującego kabotyna, niewolnika swych hermetycznych wizji.
W pewnym sensie racja leży po obu stronach. Moretti już dawno potwierdził status gwiazdy kina europejskiego, a w 2001 roku za sprawą "Pokoju syna" przyniósł Włochom pierwszą od ponad 20 lat canneńską Złotą Palmę. Z drugiej strony niektóre filmy reżysera istotnie irytują narracyjnym chaosem, barokową mnogością wątków i trudnymi do zrozumienia aluzjami politycznymi. Na korzyść Morettiego może jednak świadczyć fakt, że jest w pełni świadomy własnych sprzeczności. Kolejne filmy Włocha przypominają wypełnione chaotycznymi bazgrołami i pospiesznymi notatkami na marginesach rozdziały z "dziennika intymnego". Powstające w taki sposób kino Morettiego wydaje się nieustannie rozpięte między prywatnym a publicznym, współczuciem a sarkazmem, nieśmiałością a narcyzmem.
Twórca "Kajmana" pochyla się nad ludźmi pełnymi słabości, rozczarowanymi życiem, czasem dotkniętymi jakąś traumą. W związku z tym polska krytyka – zwłaszcza w kontekście "Pokoju syna" – lubowała się w porównaniach dokonań włoskiego reżysera do późnych filmów Krzysztofa Kieślowskiego. Choć obaj panowie przyjaźnili się, a Moretti miał nawet wcielić się w jedną z ról w "Podwójnym życiu Weroniki", ciężko zgodzić się z takim sposobem myślenia. Inaczej niż twórca "Niebieskiego", Moretti osłabia metafizyczny patos dawką przyziemnej ironii, a grymas zadumy zamienia na tlący się gdzieś uśmiech. Pod tym względem Włoch znacznie bardziej niż Kieślowskiego wydaje się przypominać Francois Truffauta z czasów "Zielonego pokoju". Tak jak podziwiany przez siebie francuski mistrz, Moretti umie wykreować na ekranie nastrój łagodnej melancholii, a swoich bohaterów traktuje z niewymuszoną sympatią.
W przekroju całej kariery od apolitycznego Truffauta odróżnia Morettiego nieskrywane ideologiczne zaangażowanie. Mimo że filmy Włocha są wyraziste światopoglądowo, trudno dopatrzeć się w nich śladów podejrzanego doktrynerstwa. Lewicowość reżysera nie wiąże się z propagowaniem konkretnej opcji politycznej, lecz raczej promowaniem określonego typu wrażliwości. Namaszczony na szefa ponadpartyjnego ruchu obywatelskiego Girotondi reżyser wspominał kilka lat temu w wywiadzie dla "Tygodnika Powszechnego": " Chcemy bronić pewnych podstawowych zasad demokracji, jak wolność, pluralizm informacji, prawo równe dla wszystkich, szkoła publiczna, wydolny system opieki zdrowotnej".
Niechęć do bezkrytycznego naśladowania jakiegokolwiek życiowego wzorca widać u Morettiego już od początku kariery. Pierwsze filmy Włocha stanowiły wyraz rozczarowania rzeczywistością ukształtowaną pod wpływem rewolty Maja 68. Młody Moretti i jego rówieśnicy na każdym kroku dostrzegali, że hasła promowane kilka lat temu na sztandarach zamieniły się we własne karykatury. Reżyserowi najpełniej udało się uchwycić ten paradoks w gorzko ironicznym filmie "Oto Bombo". Zakładana przez bohaterów komuna hipisowska pomyślana jako przestrzeń wolności okazała się wyłącznie mentalnym więzieniem.
(...) dalszy ciąg tekstu znajduje się na portalu Filmweb.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz