Z okazji polskiej premiery "Rozstania" Asghara Farhadiego przypominam swój wywiad z reżyserem, który przeprowadziłem na tegorocznym festiwalu w Berlinie wraz z Marcinem Sobczakiem. Znakomity irański twórca opowiada nam o trudnych relacjach z władzami swojego kraju, potrzebie solidarności z Jafarem Panahim, a także o specyfice kobiecych bohaterek własnych filmów.
Piotr Czerkawski, Marcin Sobczak: Pochodzi pan z kraju, w którym twórcy bywają represjonowani przez rządzący reżim. Czy pańskie filmy również wzbudzają negatywną reakcję władz?
Asghar Farhadi: Rządzący Iranem nie są zadowoleni z mojej twórczości. Z pewnością nie cieszy ich, że „Separacja” została pokazana w Berlinie. Powody do niepokoju dało już „Co wiesz o Elly?”. Irańskie pokazy tego filmu nakładały w czasie z demonstracjami ruchu Green Movement. Zrobiłem film o klasie średniej, a właśnie ona stanowiła trzon tych protestów. Bywało więc tak, że ludzie szli najpierw na manifestację, a potem do kina. Nie działo się tak bez powodu. O tym, że film był dla nich ważny świadczy sukces frekwencyjny. W 2009 roku „Co wiesz o Elly?” zajęło drugie miejsce w irańskim box office.
Mimo wszystko, w autorytarnym Iranie udaje się panu realizować kolejne filmy. Jak to możliwe?
Myślę, że wszyscy mamy do wyboru dwie drogi. Możemy realizować się własnych filmach i poza nimi. Osobiście, wybieram tę pierwszą opcję. Może dlatego, że jestem bardzo spokojnym człowiekiem, który nie potrzebuje głośno manifestować poglądów w oderwaniu od własnej twórczości. W jej ramach staram się oddać to, co myślę jak najlepiej. Jednocześnie, pragnę uprawiać taki rodzaj kina, dzięki któremu o pewnych sprawach nie muszę wypowiadać się wprost.
Czasem pańskie słowa nie pozostawiają jednak wątpliwości. Na gali rozpoczynającej Berlinale wyraził pan solidarność z więzionym w Iranie Jafarem Panahim.
To nie była pierwsza taka sytuacja. Pamiętam, że skorzystałem z podobnej okazji także, gdy odbierałem nagrodę za reżyserię „Co wiesz o Elly?” na jednym z prestiżowych krajowych festiwali filmowych. Wyraziłem wtedy przekonanie, że wszyscy reżyserzy w Iranie i poza nim powinni mieć możliwość artystycznej swobody. Wymieniłem kilka konkretnych nazwisk, w tym, oczywiście, Jafara Panahiego. Zapłaciłem za to dwutygodniowym zakazem pracy. Na szczęście, wytworzyła się wówczas tak duża presja ze strony mediów i opinii publicznej, że rząd nie miał wyjścia i pozwolił mi na dokończenie nowego filmu.
Irańskich konserwatystów mogą rozdrażnić w pańskich filmach inteligentne i wyzwolone postacie kobiece. Kolejna pojawia się także w „Separacji”. Skąd zainteresowanie takim typem bohaterek?
Mam poczucie, że tworzę prawdziwy obraz życia w Iranie. Kobiety podobne choćby do Simin z „Separacji” naprawdę istnieją. Staram się jednak, w miarę możliwości, pokazywać mój kraj w oderwaniu od jego medialnego wizerunku. Współczesny Iran nie jest tylko krajem aktywistów politycznych i fanatyków religijnych. To także ojczyzna młodych, silnych psychicznie kobiet, które walczą o swoją niezależność. Ta świadomość jest dla mnie bardzo ważna.
(...) Cały wywiad ukazał się w kwietniowym numerze miesięcznika "Kino"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz