poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Kino partyzanckie - recenzja "Donomy" Djinna Carrenarda











Debiut Djinna Carrenarda ma w sobie ten sam twórczy gniew, który emanował także z „Oburzonych” Tony’ego Gatlifa. Bohaterowie „Donomy” unikają jednak otwarcie politycznych deklaracji.
 Z ich ust daje się za to usłyszeć okrzyk tęsknoty za miłością. Szorstki, chropowaty Paryż Carrenarda w ogóle nie przypomina z metropolii rozsławionej chociażby przez kino Nowej Fali. Klasyczne filmy Truffauta czy Rohmera miały w sobie optymizm, który kazał wierzyć, że przypadkowe spotkanie chłopaka i dziewczyny może okazać się dla nich wstępem do metafizycznego przebudzenia. W „Donomie” uczucia pozostają zduszone w zarodku przez wyrachowanie potencjalnych partnerów. Według reżysera indywidualne wybory stają się jednak ewidentnym pokłosiem systemowych patologii.

(...)

 
W „Donomie” zamiast literackiej francuszczyzny króluje mowa ulicy. Wykorzystany przez Carrenarda młodzieżowy slang może i bywa mało wyrafinowany, lecz jednocześnie zyskuje dynamikę hiphopowego protestsongu.

(...)

Więcej na łamach Dziennika


2 komentarze:

  1. Oglądałem film na Tournee Nowych Horyzontów i w moim odczuciu debiutujący reżyser nie radzi sobie z wielowątkową opowieścią, który wymaga wielkiej delikatności. Pokazanie jak wiele ludzkich żyć łączy jedna nić jest nie lada wyzwaniem, ale u niego powiązania są tak bliskie i pozbawione choćby krztyny poetyki, że nie ogląda się z ich z zaskoczeniem, a wyłącznie ze zniesmaczeniem. Do tego w dużym stopniu improwizowane dialogi i brak umiejętności ze strony reżysera powiedzenia słowa: „cięcie” i zakończenie ujęcia, sprawia, że film zamienił się dla mnie w usypiający i męczący spektakl.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hm, ciekawe. To nie jest, oczywiście, idealny film i pod wieloma z Twoich zarzutów mógłbym się podpisać. Zwłaszcza w kontekście długości seansu. Niemniej jednak, w zamian dostałem wizję świata, która jest młodzieńczo odważna i bezkompromisowa. W kontekście akurat tego filmu to wystarczyło.

    OdpowiedzUsuń