piątek, 5 kwietnia 2013

"Spring break, forever?" - recenzja "Spring Breakers" Harmony' ego Korine'a





Narzekanie na stan współczesnej popkultury należy do ulubionych rozrywek dyżurnych ekspertów z telewizji śniadaniowej. Przy okazji premiery "Spring Breakers" jednym głosem z owymi celebrytami intelektu przemówiła także lwia część polskiej krytyki filmowej. W recenzjach najnowszego dzieła Harmony'ego Korine'a do znudzenia powtarzają się zachwyty nad sposobem, w jaki reżyser obnażył pustkę nastoletniej egzystencji bohaterów. W podobnych głosach pobrzmiewa ton fałszywej wyższości i złośliwej satysfakcji, którego brakuje jednak samemu "Spring Breakers".

Owszem, Korine wykpiwa popkulturę za sprawą przedrzeźniania jej własnego języka. Biegłością w sztuce pastiszu faktycznie dorównuje "Urodzonym mordercom" Olivera Stone'a czy najważniejszym dokonaniom Gregga Arakiego. Prawdziwa klasa "Spring Breakers" polega jednak na umiejętności połączenia drwiny ze zrozumieniem, szyderstwa ze współczuciem. Gdy jedna z bohaterek – słowami rodem z podręcznika dla pensjonarek – skarży się na poczucie bezsensu swojego życia, jesteśmy w stanie w pełni odczuć autentyzm jej goryczy. Mimo podjętej przez egzaltowane studentki próby wyrwanie się z zaklętego kręgu pozostanie jednak niemożliwe. "Spring Breakers", choć chwilami nieodparcie zabawne, ostatecznie okazuje się bardziej przygnębiające niż dowolny traktat Schopenhauera.

(...) Więcej na łamach Dziennika


5 komentarzy:

  1. też mnie to dziwi, krytycy na siłę chcą widzieć w "SB" więcej niż sam reżyser chciał przekazać. Harmony w Wenecji powiedział "mój film jest o wszystkim i o niczym". To jest najlepsza recenzja jego filmu. Mnie się ten film bardzo podobał i nie potrzebuje uzasadniać tego jakąś wyższą ideologią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie się wydaje, że na ogół widzą właśnie mniej niż powinni :). Ten film to naprawdę znacznie więcej niż kpina z opętanych popkulturą nastolatków. Tylko, że trzeba dostrzec to samemu. Korine nie ma obowiązku niczego tłumaczyć, więc bawi się z dziennikarzami :).

      Usuń
  2. To prawda, że Spring Breakes jest w większej mierze smutne i przygnębiające, niż zabawne i radosne. Trzeba tylko odrobiny chęci, by to dostrzec

    OdpowiedzUsuń
  3. Dla mnie to film tak wielowymiarowy, że jak ktoś widzi w nim przesłanie to słusznie, jak nie widzi to też słusznie. Ile ludzi tyle będzie opinii, jedyne co mogę powiedzieć, to to,że każdy powinien zobaczyć Spring Breakers chociażby po to, żeby wiedzieć po której stronie muru stanąć w tym sporze, który teraz toczy się w internecie ;)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Cieszy mnie jednak, że w kontekście rozmów o SB "stronnictwo Jacka Szczerby" ma swoich zwolenników jakby coraz mniej : )

    OdpowiedzUsuń