środa, 12 grudnia 2012

"Argo, fuck yourself!" - recenzja "Operacji Argo"





„Operacja Argo” zakończyła się pełnym sukcesem. Trudno zgodzić się z przewrażliwionymi krytykami, którzy po tym filmie dostrzegają w Benie Afflecku wyłącznie zdolnego propagandzistę. W „Operacji Argo” bardziej niż ideologiczne wyrachowanie reżysera rzuca się w oczy jego młodzieńczy wręcz entuzjazm. Choć na sportretowanym w filmie agencie CIA spoczywa wielka odpowiedzialność, bohater traktuje swoje zadanie przede wszystkim jako męską przygodę. W wyniku takiego podejścia „Operacja Argo” emanuje adrenaliną a w kluczowych momentach generuje napięcie rodem z thrillera. Najwięcej frajdy sprawia jednak w filmie Afflecka - powiązana z głónym wątkiem intrygi - warstwa autotematyczna. „Operacja Argo” stanowi zaklęty w doskonałych dialogach i błyskotliwych ripostach ironiczny portret Hollywood lat 70. Przy tym wszystkim wciąż pozostaje opowieścią o sile kina i drzemiącej w nim mocy przekształcania rzeczywistości. Bodaj od czasu Tarantinowskich „Bękartów wojny” X muza nie otrzymała na ekranie równie wzruszającego hołdu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz