poniedziałek, 10 grudnia 2012

Publicystyka przebrana za sztukę - recenzja "To tylko wiatr" Benedeka Fliegaufa









Woody Allen stwierdził, że gdy jakiś twórca ma do powiedzenia coś ważnego, nie zawsze musi kręcić o tym film. Czasem wystarczy wysłać telegram. Niestety, słów nowojorskiego mistrza nie wziął sobie do serca Benedek Fliegauf – reżyser „To tylko wiatr”. Wybrukowany dobrymi chęciami węgierski film stanowczo rozczarowuje jako wizja artystyczna.  (...)


Na domiar złego, skupiający się na kreowaniu sugestywnej atmosfery reżyser traci z oczu najważniejszych bohaterów – potencjalne ofiary. W „To tylko wiatr” zamiast z ludźmi z krwi i kości obcujemy z marionetkami, którymi Fliegauf posługuje się w celu ilustracji z góry określonych tez. Inaczej niż chociażby Martin Sulik w „Cyganie”, węgierski reżyser nie spróbował wniknąć w specyfikę kultury Romów, zastanowić się nad odrębnością ich świata. W ten sposób Fliegauf pozbawia widza szansy na zbudowanie więzi z bohaterami i autentyczne przejęcie się ich losami. „To tylko wiatr” zamiast współczucia wzbudza, niestety, głównie obojętność.

Więcej w grudniowym FILMIE


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz