"Tam, gdzie rosną grzyby"
Jasona Cortlunda i Julii Halperin powoduje niedosyt. Wpada bowiem we
wszystkie pułapki czyhające na twórców amerykańskiego kina
niezależnego. Opowieść o rozpadającym się związku Juliena i Reginy irytuje
ze względu na nieudolny dowcip, obyczajowe klisze i nachalnie
eksponowaną ekscentryczność bohaterów.
(...)
Między Julienem a Reginą od samego początku trudno doszukać
się wielkiej namiętności. Relacja tych dwojga opiera się bardziej
na wspólnym stylu życia niż na głębokiej więzi uczuciowej. W swoim buncie
przeciw konsumpcjonizmowi Julien i Regina pozostają zresztą niezbyt
przekonujący. Filmowi Cortlunda i Halperin brakuje zarówno
żarliwości „Wszystko za życie”Seana Penna, jak i ożywczej
ironii „Szczęśliwego poety”Paula Gordona. Inaczej niż w
przypadku tamtych tytułów jednostkowa historia bohaterów nie
stanowi żadnego inspirującego komentarza do rzeczywistości.
(...) więcej w
Dzienniku
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz