Wczoraj w Warszawie rozpoczęła się kolejna edycja festiwalu Watch Docs. Jeden z najmocniejszych punktów programu stanowi retrospektywa twórczości Jafara Panahiego. Z tej okazji piszę parę słów o reżyserze dla miesięcznika "Hiro".
Trudno wyobrazić sobie reżysera,
który pasowałby do formuły festiwalu Watch Docs bardziej niż
Jafar Panahi.Warszawska impreza od lat słynie z zaangażowania w
tematykę praw człowieka, wolności jednostki i budowy społeczeństwa
obywatelskiego. Wszystkie te cechy przewijają się także w
wymierzonych przeciw autorytarnemu reżimowi ajatollahów filmach
Irańczyka. Panahi dba o to, by manifestować swoje przekonania nie
tylko na kinowym ekranie. Za przejawianą przez siebie aktywność
społeczną reżyser zapłacił jednak niezwykle wysoką cenę.
Oskarżony o podżeganie do antyrządowych protestów twórca został
skazany na sześć lat więzienia a także otrzymał 20- letni zakaz
wykonywania zawodu. Dziś Panahi cieszy się smutną sławą jednego
z najsławniejszych więźniów politycznych we współczesnym
świecie.
Retrospektywa twórczości
reżysera ma na celu coś więcej niż tylko zwrócenie uwagi na
dramat Irańczyka. Ponowna refleksja nad dorobkiem reżysera pozwoli
przypomnieć, że mamy do czynienia nie tylko z gorliwym aktywistą,
lecz przede wszystkim znakomitym filmowcem. Zanim Panahi ściągnął
na siebie gniew reżimu zdążył przecież zyskać sławę jednego z
najważniejszych twórców irańskiego kina. Nagradzany w Wenecji,
Cannes i Locarno reżyser zdołał wypracować rozpoznawalny styl. W
swoich autorskich filmach Panahi bierze stronę wykluczonych, upomina
się o prawa kobiet i demaskuje patologie irańskiej rzeczywistości.
Przede wszystkim jednak stara się osiągnąć maksymalną wierność
realizmowi. W swoich filmach każdorazowo pokonuje drogę od anegdoty
do metafory, od konkretu do metafizycznego uogólnienia.
Reżyserskie credo
Panahiego szczególnie mocno wybrzmiewa w bodaj najlepszym z jego
filmów - „Lustrze”. W punkcie wyjścia irański twórca po
prostu stara się podążać z kamerą za kilkuletnią dziewczynką, która nudzi
się oczekiwaniem na mamę i postanawia samodzielnie pokonać drogę
ze szkoły do domu. Po pewnym czasie mała aktorka niespodziewanie
buntuje się i na naszych oczach odmawia dalszej gry. Całe
mistrzostwo Panahiego polega jednak na tym, że pozornie
spektakularna wolta w żaden sposób nie wpływa na kształt filmu.
Po rozstaniu się z odgrywaną postacią dziewczynka nadal musi
przecież wrócić do domu a kamera podąża za nią zupełnie tak
jak wcześniej. Panahi z gracją porusza się na granicy fikcji i
autentyzmu i udowadnia, że mimo zdemaskowania iluzji kamera jako
tytułowe lustro wciąż może przekazywać wiarygodny obraz
rzeczywistości.
Nawet pozornie
niewinna fabuła skrywa w sobie treści polityczne. U Panahiego
próżno szukać jednak czytelnych sloganów i wiecowej atmosfery.
To, co niewygodne i kontrowersyjne pozostaje zakamuflowane między
wierszami. W „Lustrze” istotne znaczenie zyskują podsłuchane
jakby mimochodem uliczne rozmowy. W jednej z nich mężczyzna długo
przekonuje swoich towarzyszy o tym, że irańska kobieta nie może
sprzeciwiać się tradycji a jej rola powinna ograniczyć się do
pilnowania domowego ogniska. Czy podobny los czeka w przyszłości
także główną bohaterkę? Póki co, dziewczynka krąży po omacku
po ulicach Teheranu. W obliczu swoich problemów pozostaje bezbronna
i zdana wyłącznie na siebie.
(...) więcej w grudniowym HIRO
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz