piątek, 14 grudnia 2012

Egzekucja konwencji - recenzja "Killing Them Softly" Andrew Dominika




„Killing Them Softly” nie ma w sobie ani grama subtelności. Film Andrew Dominika dokonuje bezlitosnej egzekucji na czarnym kryminale. Wizja nowozelandzkiego reżysera wulgaryzuje wszystkie potencjalne zalety wykorzystywanej konwencji. W „Killing...” sarkastyczny humor ustępuje miejsca prostackim żarcikom a subtelna krytyka społeczna zostaje zastąpiona przez nachalne odniesienia do prezydentury Obamy. W nużącym filmie Dominika momenty ekranowej apatii chwilami udaje się przełamać za sprawą zgrabnych chwytów stylistycznych. Pod tym względem szczególnie dobre wrażenie robi sekwencja narkotycznej sesji w rytm piosenki Lou Reeda a także pieczołowicie skomponowane sceny ekranowej przemocy. Mimo wyraźnie deklarowanych aspiracji reżyserowi i tak nie udaje się jednak osiągnąć formalnej wirtuozerii Quentina Tarantino. W swoim zapale do odkrywania politycznej Ameryki Dominik znacznie bardziej przypomina George'a Clooneya z okresu rozczulająco naiwnych „Id marcowych”.

2 komentarze:

  1. Hm... muszę przyznać, że początkowe słowa zabrzmiały dla mnie nawet jak zachęta. Przyznaję, że nie widziałem jeszcze filmu, ale słowa otwierające recenzje - o wulgaryzacji i prostackich żartach może dobrze oddaje biznes w rzeczywistości gloryfikowany i idealizowany przez kino

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Zawsze warto wybrać się i wyrobić własną opinię :). Być może zamysł reżysera był właśnie taki jak piszesz, choć ja odniosłem wrażenie, że Dominik próbuje jednak bawić się fabułą i cieszyć nas dialogami jak Tarantino. Za pójściem tropem "tarantinowskim" przemawiałaby także konsekwentna estetyzacja scen przemocy i łamania prawa (sekwencja narkotycznej sesji wydaje mi się wyraźnie zainspirowana sceną z Vincentem zażywającym heroinę w "Pulp Fiction").

    OdpowiedzUsuń