poniedziałek, 21 lipca 2014

Dużo snu i trochę wódki - wywiad z Catherine Deneuve





Piotr Czerkawski: Imponuje pani energią i wciąż kręci po kilka filmów rocznie. Niedługo pojawi się w Polsce najnowszy z nich – „Królowa kasyna” Andre Techine. Nie boi się pani, że w końcu zabraknie na to wszystko sił?

Catherine Deneuve: Bez problemów akceptuję upływ czasu i nigdy nie łudziłam się, że do końca życia zachowam kondycję dwudziestolatki. Ostatnio z niepokojem stwierdziłam, że faktycznie coraz szybciej się męczę. Zaraz potem pomyślałam sobie jednak: „Zobacz w jakiej formie jest większość kobiet w twoim wieku!”. I wie pan co? Natychmiast przeszła mi ochota do narzekań. 

Często zapominamy o tym, że życie gwiazdy filmowej to, oprócz blichtru, także ciężka praca.

Zdaję sobie sprawę, że przez całe życie miałam mnóstwo szczęścia. Znam wiele świetnych aktorek, które popełniły parę błędów przy doborze ról i po prostu zniknęły z centrum uwagi.  Mnie udało się utrzymać na szczycie, choć wymaga to dużego wysiłku. Myślę, że już dawno przestałabym pracować na wysokich obrotach, gdyby nie jedna drobna umiejętność. W trakcie męczącego dnia, niezależnie od okoliczności jestem w stanie zdrzemnąć się na 10 – 15 minut. Czasem zdarza mi się robić to w kostiumie filmowym. Ktoś nawet sfotografował mnie, gdy śpię w koronie, bo gram akurat królową Francji! Podobno umiejętność drzemania w każdych warunkach przejawiał też Napoleon, ale to chyba jedyna rzecz, która nas łączy. W każdym razie, regeneracja to podstawa. Zawsze powtarzam, że mój sposób na dobrą formę to dużo snu i trochę wódki. Proszę jednak uważać, by nie pomylić proporcji!

Mój rodak Roman Polański powiedział kiedyś, że praca z panią jest jak tańczenie tanga z partnerką najwyższej klasy. Jak wspomina pani wasze spotkanie?

Zabawne, ale znam to zdanie wyłącznie z prasy. Taki piękny komplement mógł powiedzieć mi prosto w oczy! Pamiętam Romana z planu „Wstrętu” jako prawdziwego perfekcjonistę. Miałam wrażenie, że najwięcej wymagał właśnie od aktorów, bo przecież sam kiedyś sporo grywał i wiedział wszystko o tej pracy. Dzięki temu kierował pod naszym adresem bardzo szczegółowe uwagi, miał cały film przemyślany w głowie i nie zostawiał zbyt wiele miejsca na improwizację. Nie miałam z tym problemu, bo czułam, że doskonale wie, co robi. Poza tym Roman ujął mnie we „Wstręcie” czymś jeszcze. Do dziś nie wiem skąd ten facet ma tak wielką wiedzę o kobiecej psychice i o tym, co dzieje się w naszych głowach, gdy czujemy, że świat wokół rozpada się na kawałki.

(...)


Wygląda jednak na to, że nie jest pani więźniem modowych kanonów. Jeden z reżyserów opowiadał mi ostatnio, że na wasze pierwsze spotkanie przyszła pani w zwykłym kombinezonie.

Zaraz, kto konkretnie tak powiedział? Będę musiała się z nim policzyć… Oczywiście, żartuję. Na co dzień chodzę ubrana bardzo nieformalnie. To nie moja wina, że większość ludzi zna mnie tylko ze zdjęć sporządzonych na czerwonym dywanie i na bankietach, a potem nie może wyjść ze zdziwienia: „Catherine Deneuve chodzi w dżinsach? To niebywałe!”. A i owszem, chodzę. Zapewniam, że strój, w którym najczęściej można spotkać mnie w Paryżu to właśnie dżinsy i sweter. Przyznam szczerze, że uczęszczanie na uroczyste gale coraz bardziej mnie już męczy. Od lat nie byłam na przykład na rozdaniu Cezarów.

(...)
 

Cały wywiad ukazał się w sierpniowym numerze Zwierciadła


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz