wtorek, 22 lipca 2014

Podobam się tylko wariatkom! - wywiad z Ezrą Millerem








Piotr Czerkawski: Masz dopiero 22 lata, ale śmiało można nazwać cię już doświadczonym aktorem. Z równym powodzeniem grywasz w absurdalnych komediach i mrocznych dramatach o dojrzewaniu. Który typ ról jest bliższy twojej osobowości?

Ezra Miller: Staram się balansować na granicy. Gdy mam przed sobą ciemność, robię wszystko, by choć trochę rozrzedzić ją poczuciem humoru. W obliczu błogiego zadowolenia natychmiast uruchamiam za to pokłady sceptycyzmu. Trochę tak jakbym zakładał soczewki kontaktowe pozwalające mi widzieć rzeczywistość w innych barwach niż postrzegają ją ludzie wokół. Myślę, że właśnie dzięki temu mogę wciąż rozwijać się jako aktor. Zarówno na planie, jak i w życiu najbardziej interesują mnie kontrasty, sprzeczności i przypadki.

Nic dziwnego, że trzymasz się z dala od wielkich superprodukcji. A może jednak kusi cię hollywoodzka sława?

Jeśli stateczne Hollywood wpuści na swoje salony takiego świra jak ja, chętnie skorzystam z zaproszenia. Byłbym wtedy kimś w rodzaju szpiega, który zinfiltruje tereny wrogiego mocarstwa. Nie sądzę jednak, by szefowie wielkich studiów okazali się tak naiwni.

Nie wierzę jednak, że nie spotykasz się w weekendy z kumplami, żeby obejrzeć w kinie najnowszą część „X- Menów”.

Filmy niezależne sprawiają mi znacznie więcej frajdy, serio. Zamiast w kółko eksploatować zużyte motywy, nie boją się eksperymentować, testować nowych sposobów opowiadania historii. To ważniejsze niż mogłoby się wydawać. Istnieje teoria, że fabuły wszystkich filmów czy książek są tylko wariacjami na temat treści, które znamy już od dawna, chociażby z greckich mitów. Nie liczy się zatem co opowiadasz, bo nie masz w tej kwestii specjalnego pola manewru. O rzeczach uniwersalnych wciąż możesz mówić jednak w sposób, który wyda się nowatorski, zaskakujący i angażujący emocjonalnie. Tyle, że kiedy robisz coś po raz pierwszy, nie masz pewności, że twoja intuicja jest trafna i odniesiesz sukces. Musisz podjąć pewne ryzyko, na które nigdy nie zdobędą się ludzie z Hollywood. Mają do stracenia zbyt dużo pieniędzy.

Już w wieku 16 lat rzuciłeś szkołę. Z perspektywy czasu nie żałujesz tego kroku?

Kontestowałem amerykański system edukacji odkąd tylko pamiętam. W 2008 roku zagrałem swoją pierwszą rolę w filmie „Afterschool”, który okazał się mocnym oskarżeniem pod adresem współczesnej szkoły. Praca na planie utwierdziła mnie w przekonaniu, że nie mam czego szukać w ogólniaku. Zwłaszcza, że nie groziła mi tułaczka po ulicach. Połknąłem filmowego bakcyla, chciałem rozwijać swoje umiejętności i miałem już pomysł na życie.

Historia kina roi się od przykładów aktorów, którzy odnieśli sukces zbyt wcześnie, nie wytrzymali presji i zmarnowali swój talent. Nie bałeś się, że podzielisz ich los?

Gdy ktoś obsypuje cię komplementami i bez przerwy przekonuje jaki jesteś wspaniały, mówimy po angielsku, że powinieneś przyjmować takie deklaracje „ze szczyptą soli”.  Idę jeszcze dalej i zamiast szczypty, używam całej tony soli. Poza tym staram się  być wiernym jednej zasadzie. Brzmi ona: „Nie ufaj nikomu w showbiznesie!”.  Kocham go, ale zdaje sobie sprawę, że to taki współczesny Babilon – olśniewający, ale w tym samym czasie cholernie niebezpieczny. Dlatego nie chodzę z filmowcami na imprezy, nie szukam wśród nich przyjaciół, nie wciągamy razem kokainy spod stołu. Mam szczęście, bo mogę liczyć na wsparcie rodziny, przed którą nie muszę udawać kogoś innego niż jestem.

(...)



Pokusa skorzystania z popularności musiała być jednak spora. Po obejrzeniu „Musimy porozmawiać…” niektóre spośród moich koleżanek omal się w tobie nie zakochały.

Może jestem nienormalny, ale zamiast się z tego cieszyć, jestem raczej przerażony. Spotykam czasem dziewczyny, które mówią mi: „Widziałam cię w Kevinie… Jesteś tam taki seksowny!”. Odpowiadam zwykle:  „Czy na pewno wszystko z tobą ok? Może można coś zrobić, żeby ci pomóc? Próbowałaś psychoanalizy albo medytacji? Czy mogę – zupełnie platonicznie – cię przytulić? Wiesz, czuję się z tym naprawdę źle”. To miłe, że ludzie tak bardzo doceniają twoją rolę, ale, na Boga, Kevin jest psychopatą. Jak można tego nie dostrzegać i traktować go jako kogoś pociągającego?

(...)

Cały wywiad ukazał się w najnowszym numerze Zwierciadła 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz