środa, 23 lipca 2014

Kino nie skończyło się na Bergmanie i Antonionim - wywiad z Janem Hrebejkiem



Piotr Czerkawski: W nagrodzonym w Karlowych Warach „Po ślubie” nawiązuje pan do estetyki czarnego kryminału. Z czego bierze się pańska fascynacja tą konwencją?

Jan Hrebejk: Klasyczne filmy noir zawsze inspirowały mnie tym, że odznaczały się maestrią formalną i wyrazistą tożsamością wizualną, a jednocześnie były bardzo tanie w realizacji. W Czechach coraz trudniej zdobyć pieniądze na kolejne projekty, więc  jeśli chcesz nakręcić film gatunkowy, musisz pracować równie efektywnie jak dawni twórcy czarnego kryminału.

Ma pan na myśli kogoś konkretnego?

To zabawne, ale jeśli miałbym przywołać nazwisko reżysera, o którym najczęściej myślałem podczas pracy, musiałbym porzucić wątek kina noir i wspomnieć Ingmara Bergmana. Nawiasem mówiąc, twórcy „Persony” również słynął z tego, że potrafił kręcić filmy bez wydawania wielkich pieniędzy. Zarówno ja, jak i mój operator Martin Štrba jesteśmy wielkimi fanami szwedzkiego reżysera, zwłaszcza jego dokonań z lat 70. Oczywiście nie byliśmy na tyle aroganccy, by sądzić, że w „Po ślubie” dorównamy Bergmanowi. Dlaczego jednak przynajmniej nie spróbować? Pamiętam dzień, w którym umarli Bergman i Antonioni. Pojawiły się wtedy głosy, że skończyła się pewna epoka, a świat opisany w ich filmach bardzo różni się od współczesnej rzeczywistości. Chciałbym podkreślić, że głęboko się z tym nie zgadzam, a filmy Bergmana wciąż uważam za niezwykle uniwersalne.

(...)

"Po ślubie" trudno nazwać komedią, ale i tak umieścił pan w tym filmie sporo zabawnych scen. Trudno byłoby panu wyobrazić sobie kino bez poczucia humoru?

Oczywiście cenię wiele filmów, w których nie ma ani grama dowcipu, ale sam nigdy bym takiego nie nakręcił. Należę do reżyserów, dla których najambitniejsze wyzwanie stanowi połączenie komedii i tragedii. Coś takiego udało się ostatnio choćby Paolo Sorrentino w „Wielkim pięknie”. Widziałem ten film na festiwalu w Karlowych Warach i jestem pod jego nieprzemijającym urokiem.

(...)


Zdecydował się pan uczynić z Bendy homoseksualistę. To po prostu metafora jego odmienności od otoczenia, czy znaczące odniesienie do sytuacji mniejszości seksualnych w Czechach?

Na szczęście jesteśmy pod tym względem dość tolerancyjni. Już lata temu – gdy w wielu krajach nie było to takie oczywiste – homoseksualizm przestał być u nas traktowany jako przestępstwo. Największy celebryta wśród czeskich reżyserów, Zdeněk Troška, jest zdeklarowanym gejem i nikomu to nie przeszkadza. Nie wszystkie mniejszości są jednak traktowane u nas równie dobrze. Ze wstydem przyznaję, że Czesi z dużą pogardą odnoszą się do Cyganów. Wielu z nich bywa w swoim otoczeniu traktowanych tak samo źle jak Benda. Zrobiłem „Po ślubie” także po to, by wyrazić sprzeciw wobec takiego stanu rzeczy.

Więcej w najnowszym numerze KINA 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz