piątek, 4 stycznia 2013

Mała Apokalipsa na czeskiej prowincji- recenzja "Czterech słońc"





Bohdan Slama uwielbia zaskakiwać swoich widzów. W debiutanckich „Dzikich pszczołach” reżyser pozwolił mieszkańcom zapadłej wsi na prowadzenie filozoficznych rozmów o „potrzebie wertykalności”. W „Szczęściu” udowadniał, że osiągnięcie tytułowego stanu jest możliwe nawet na obskurnym czeskim blokowisku. Także w najnowszych „Czterech słońcach” Slama przekonuje, że nic nie jest tym czym wydaje się na początku. W pozornie nudnej rzeczywistości czeskiej prowincji roznosi się przecież słodkawy zapach marihuany a głuchą ciszę przerywają pretensjonalne tyrady samozwańczego mistyka. W przejmującym finale funkcjonujący na takich zasadach świat staje się areną „małej Apokalipsy”.

(...)

Bohaterowie Slamy rozpaczliwie potrzebują jakiejkolwiek dawki mistycyzmu, która mogłaby nadać ich życiu utracony dawno sens. O desperacji Fogiego i spółki najlepiej świadczy szacunek jakim darzą –wspomnianego już – lokalnego kaznodzieję. Odziany w rozciągnięty sweter i obnoszący burzę przetłuszczonych włosów Karel bardziej niż na duchowego przywódcę przypomina gospodarza programu w rodzaju „Ręce, które leczą”. Jednocześnie jednak jako jedyny daje bohaterom namiastkę kontaktu z sacrum.

Slama nie byłby sobą, gdyby nie starał się wykpić roztaczanej w ten sposób iluzji. W jednej z kluczowych sekwencji filmu Fogi wraz z Karelem znikają bez śladu, by podążyć za nagle rozbudzonym instynktem kaznodziei, który prowadzi bohaterów na pobliskie ogródki działkowe. Swoista parodia mistycznej wyprawy zamiast zmierzać do odkrycia wzniosłej tajemnicy kończy się ucieczką przed rozdrażnionymi właścicielami posesji. Przykład ekscentrycznego poczucia humoru Slamy przynosi również wyjaśnienie zagadkowego tytułu filmu. Wbrew tkwiącej w nim tajemnicy, „cztery słońca” okazują się po prostu symbolem umieszczonym na bramie jednego z ogródków.

(...)

Więcej w DZIENNIKU 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz