niedziela, 13 stycznia 2013

Oblicza starej damy - o wizerunkach starości w kinie








Nobliwa X muza nie wydaje się szczególnie życzliwa dla swych rówieśników. Ponadstuletnia stara dama maskuje wiek wymyślnym make- upem i wciąż pozostaje wyznawczynią kultu zdrowia i młodości. Od czasu do czasu zdarzają się jednak momenty, gdy nie boi się spojrzeć w lustro. Filmy podejmujące temat starości traktują swoich bohaterów niczym mentorów, którzy w oczach wielu osób zyskali rangę wzorów do naśladowania. Zgodnie ze średniowiecznym jeszcze toposem ars bene moriendi nabyte w życiu doświadczenie pomaga imrównież w przygotowaniu na śmierć i godnym rozstaniu się z tym światem. Równie interesujące bywają jednak wizje, w których reżyserzy pozwalają bohaterom na zboczenie z wyznaczonych ścieżek i wyrażenie sprzeciwu wobec przemijania. Niezależnie od artystycznych różnic, twórcom podejmującym tematykę starości często udaje się osiągnąć podobny cel. Właśnie dzięki nim marginalizowana w życiu społecznym grupa odzyskuje należne miejsce i choćby na krótką chwilę pojawia się w centrum uwagi odbiorców kultury.

O tym, że starość wciąż stanowi dla filmowców istotny temat do refleksji świadczą wyniki zorganizowanego przez brytyjski magazyn „Sight and Sound” plebiscytu na „Najlepszy film wszechczasów”. W dwóch osobnych ankietach swoje typy wybierali odpowiednio- twórcy i krytycy filmowi. W głosowaniu reżyserów pierwsze miejsce zajęła „Tokijska opowieść, którą w gronie ulubionych filmów umieścili między innymi Mike Leigh, Aki Kaurismaki i Bela Tarr. Co urzekło wszystkich tych znakomitych reżyserów w powstałym w 1953 roku dziele Yasujiro Ozu? Film uznany za opus magnum japońskiego twórcy daje się odczytać jako współczesna baśń o żegnaniu się ze światem. Ozu przedstawia w niej perypetie dwójki staruszków wyruszających prowincji do Tokio, by odwiedzić dorosłe już dzieci. Przywiązani do przedwojennych tradycji seniorzy nie mogą jednak znaleźć wspólnego języka z potomkami, którzy gorliwie włączyli się w proces budowania nowej Japonii. Prowincjonalni bohaterowie czują się zagubieni w wielkim mieście, nie potrafią wytrzymać coraz bardziej dynamicznego tempa życia i nie nadążają za przemianami obyczajowymi. Doskonale zdają sobie sprawę, że zniknięcie dobrze znanego świata stanowi nieuchronny zwiastun ich własnego przemijania.

(...)

Na płaszczyźnie literatury specem od ukazywania perwersyjnego związku Erosa z Tanatosem pozostaje nieodmiennie Philip Roth. Chirurgicznie precyzyjna, ale i dziwnie poetycka proza Amerykanina bez ogródek opisuje seksualne fantazje podstarzałych bohaterów. Erotyka stanowi dla nich płaszczyznę ucieczki, bo – jak stwierdza sam autor w powieści „Konające zwierzę” - ”seks to zemsta na śmierci”. W literaturze Rotha spazm rozkoszy bardzo często przechodzi jednak w okrzyk bólu, a kostucha upomina się ostatecznie o nieubłagany odwet.

Dotychczasowe próby flirtu filmowców z twórczością amerykańskiego pisarza kończyły się bolesnymi rozczarowaniami. Najbardziej dotkliwy okazał się przypadek „Elegii” Isabelle Coixet- adaptacji wspomnianego już „Konającego zwierzęcia”. Już dokonana przez reżyserkę zmiana oryginalnego tytułu stanowiła wyraźną deklarację twórczej swobody. W tym wypadku zaprowadziła ona jednak Coixet w ślepą uliczkę. To co u Rotha niedopowiedziane i ledwie zasugerowane, w „Elegii” pozostaje wykrzyczane widzowi prosto w twarz. Skomplikowana natura pożądania jakim podstarzały profesor obdarza młodą kubańską studentkę u Coixet zostaje zredukowana wyłącznie do romantycznej tęsknoty za prawdziwą miłością. Ta strywializowana elegia na cześć dojrzałego erotyzmu wybrzmiewa po prostu fałszywie.

(....)


Więcej w najnowszym numerze  FRAGILE


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz