wtorek, 22 stycznia 2013

Przyszłość festiwali filmowych

Z okazji rozpoczęcia kolejnego sezonu festiwalowego piszę w piątkowym "Dzienniku" o perspektywach rysujących się przed polskimi imprezami filmowymi.



Wielkimi krokami zbliża się kolejny sezon festiwalowy. Wczoraj w Stanach Zjednoczonych rozpoczęło się słynne Sundance a za naszą zachodnią granicą niedługo ruszy 63. edycja Berlinale. Na polskim podwórku warto zwrócić uwagę na startujące na dniach wrzesieńskie Prowincjonalia. Te kilka przykładów stanowi tylko małą część długiej listy imprez. Całkiem prawdopodobne, że w momencie, gdy piszę te słowa gdzieś na świecie kończą się i zaczynają inne festiwale o jakich nigdy w życiu nie usłyszymy. Wytworzona wśród widowni moda wespół z relatywnie łatwym dostępem do finansowych środków sprawia, że ostatnimi czasy filmowe imprezy powstają jak grzyby po deszczu. Taka sytuacja rodzi zarówno pewne szanse, jak i zagrożenia. Kolejne festiwale stanowią unikalną okazję do spotkania z niszowym kinem, które nie będzie miało szans na zaistnienie w regularnej dystrybucji. Przy okazji większych imprez odbywają się również branżowe targi i spotkania pomocne w promocji konkretnych twórców i tytułów na zagranicznych rynkach. Jednocześnie jednak stałe zwiększanie się liczby festiwali grozi wywołaniem w odbiorcach wrażenia przesytu a także zaistnieniem nieuczciwej konkurencji i bratobójczej walki o konkretne tytuły. O wszystkich tych dylematach warto dyskutować i wspólnie zastanawiać się nad sposobami rozwiązania problemów. W ostatnim czasie doskonale zrozumieli to chociażby organizatorzy katowickiego Ars Independent, którzy wzbogacili program swojej imprezy o dwudniowe forum dyskusyjne „Przyszłość festiwali filmowych”.

(...)

W rozmowie o perspektywach stojących przed polskimi imprezami filmowymi pomoże z pewnością prześledzenie aktualnego stanu rzeczy. Wbrew powszechnemu przekonaniu, gwarantem powodzenia danego festiwalu nie musi okazywać się duży budżet. W naszym kraju mamy do czynienia z imprezami, których szefowie są w stanie wydać ciężkie pieniądze nawet na przylot mocno przebrzmiałego gwiazdora. Przyjmowany z honorami aktor bądź reżyser rozdaje parę autografów, duka kilka zdań na konferencji prasowej i wraca do domu najbliższym samolotem. Oczywiście, klasy biznes.

(...)

Rzeczy pozornie niemożliwej udało się dokonać ekipie stołecznego Planete+ Doc Film Festival. Artur Liebhart i spółka potrafili rozbudzić wśród polskiej widowni swoistą modę na kino dokumentalne. Choć jeszcze kilka lat temu filmom utrzymanym w tym gatunku ciężko było wzbudzić w naszym kraju jakiekolwiek zainteresowanie, dziś sale Planete+ Doc potrafią pękąć w szwach. Duża w tym zasługa organizatorów potrafiących zadbać o umiejętną selekcję i dostrzeżenie współczesnych tendencji, zgodnie z którymi dokument coraz bardziej upodabnia się do klasycznej fabuły. W przypadku Planete+ Doc – tak jak dzieje się to na Nowych Horyzontach – swoje robi też obecność znanych twarzy. Organizatorom festiwalu udało się w ostatnich latach ściągnąć do stolicy chociażby Wernera Herzoga czy Charlotte Rampling. Planete+ Doc i Nowe Horyzonty łączy jeszcze jedna niezwykle istotna kwestia. Twórcy obu festiwali prowadzą równocześnie działalność dystrybucyjną. W ten sposób mają możliwość, by utrzymywać kontakt ze swoją publicznością nie tylko przez dwa festiwalowe tygodnie, lecz przez okrągły rok.

(...) Więcej na łamach Dziennika


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz