Pod pewnymi względami „Supermarket” przypomina nieco świetny „Wymyk” Grega Zglińskiego. Podczas gdy tamten film odbierał ochotę na podróże podmiejskimi pociągami, wizja Macieja Żaka na zawsze zniechęca do robienia zakupów w sklepach samoobsługowych. Twórcom „Wymyku” i „Supermarketu” udało się oddać atmosferę grozy, która czai się na bohaterów w banalnej codzienności. Na tym jednak podobieństwa się kończą. Zgliński wykorzystywał sensacyjny punkt wyjścia do stworzenia złożonego dramatu psychologicznego. Ambicje Żaka zaspokaja natomiast realizacja trzymającego w napięciu thrillera. Reżyser „Supermarketu” w niektórych scenach umie zaskoczyć widza zwrotami akcji a przez cały czas snucia opowieści podkreśla nieprzyjemnie klaustrofobiczny charakter wykorzystywanej przestrzeni. W historii mężczyzny niesłusznie oskarżonego o sklepową kradzież Żak kilkukrotnie stawia swoich bohaterów przed skomplikowanymi wyborami moralnymi. Najciekawszym elementem „Supermarketu” pozostaje jednak spojrzenie na świątynię konsumpcji jako przestrzeń nieustających konfliktów klasowych. W filmie Żaka chamowaty kierownik sklepu nieustannie podkreśla swoją wyższość nad uzależnionymi od niego współpracownikami. Pracownicy ochrony zyskują natomiast dodatkową motywację do znęcania się nad oskarżonym o kradzież, gdy orientują się, że mają do czynienia z bogatym jubilerem. Niestety, im bliżej finału, tym bardziej film Żaka rozczarowuje. Solidne kino gatunków z zacięciem do krytycznego opisu rzeczywistości ustępuje miejsca b-klasowej grotesce, w której brakuje chyba tylko eksperymentujących na ludziach nazistów. W ten sposób materiał na najlepszy polski film o nierównościach społecznych od czasu „Jestem twój” Grzegorzka ostatecznie zamienia się w pełnometrażowy odcinek serialu „W-11”.
niedziela, 6 stycznia 2013
Nieapetyczny świat konsumpcji - recenzja "Supermarketu" Macieja Żaka
Pod pewnymi względami „Supermarket” przypomina nieco świetny „Wymyk” Grega Zglińskiego. Podczas gdy tamten film odbierał ochotę na podróże podmiejskimi pociągami, wizja Macieja Żaka na zawsze zniechęca do robienia zakupów w sklepach samoobsługowych. Twórcom „Wymyku” i „Supermarketu” udało się oddać atmosferę grozy, która czai się na bohaterów w banalnej codzienności. Na tym jednak podobieństwa się kończą. Zgliński wykorzystywał sensacyjny punkt wyjścia do stworzenia złożonego dramatu psychologicznego. Ambicje Żaka zaspokaja natomiast realizacja trzymającego w napięciu thrillera. Reżyser „Supermarketu” w niektórych scenach umie zaskoczyć widza zwrotami akcji a przez cały czas snucia opowieści podkreśla nieprzyjemnie klaustrofobiczny charakter wykorzystywanej przestrzeni. W historii mężczyzny niesłusznie oskarżonego o sklepową kradzież Żak kilkukrotnie stawia swoich bohaterów przed skomplikowanymi wyborami moralnymi. Najciekawszym elementem „Supermarketu” pozostaje jednak spojrzenie na świątynię konsumpcji jako przestrzeń nieustających konfliktów klasowych. W filmie Żaka chamowaty kierownik sklepu nieustannie podkreśla swoją wyższość nad uzależnionymi od niego współpracownikami. Pracownicy ochrony zyskują natomiast dodatkową motywację do znęcania się nad oskarżonym o kradzież, gdy orientują się, że mają do czynienia z bogatym jubilerem. Niestety, im bliżej finału, tym bardziej film Żaka rozczarowuje. Solidne kino gatunków z zacięciem do krytycznego opisu rzeczywistości ustępuje miejsca b-klasowej grotesce, w której brakuje chyba tylko eksperymentujących na ludziach nazistów. W ten sposób materiał na najlepszy polski film o nierównościach społecznych od czasu „Jestem twój” Grzegorzka ostatecznie zamienia się w pełnometrażowy odcinek serialu „W-11”.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz