wtorek, 1 stycznia 2013

Tworzymy muzyczne baśnie - wywiad z CocoRosie






Piotr Czerkawski: Znakomity austriacki dokumentalista Michael Glawogger użył w swoim dokumencie „Chwała dziwkom” aż trzech waszych piosenek- „Miracle”, „Honey or Tar” i „Beautiful Boyz”. Gdy z nim o tym rozmawiałem, przyznał, że muzyka CocoRosie pociąga go, bo jest umiejscowiona w pół drogi między dyskomfortem a przyjemnością. To chyba całkiem niezła definicja waszej twórczości ?

Sierra Casady: Hm, przyjemność może czasem okazać się czasem źródłem wielkich kłopotów. Zwłaszcza, jeśli chodzi o przyjemność ekstremalną. Rzeczywiście w swojej twórczości – tak jak zauważył to Glawogger – lubimy poruszać się między skrajnościami. Muzyka, którą wykonujemy jest odbiciem naszej relacji. A my w tym samym czasie kochamy się i nienawidzimy. Może utrudnia nam to życie, ale wciąż pozostaje inspirujące.

Można odnieść wrażenie, że potraficie czerpać natchnienie także z wielu innych rzeczy. Wasza pierwsza płyta – nagrywana w Paryżu -La Maison de Mon Rêvewydaje się mocno przesiąknięta atmosferą tego miasta.

SC: Zazwyczaj lubimy mówić o sobie, że jesteśmy kosmopolitkami, mieszkamy w Wieży Babel i miejsce, w którym aktualnie się znajdujemy nie ma na nas żadnego wpływu. W przypadku Paryża i pierwszego albumu było jednak inaczej. Podczas pracy nad płytą bardzo dużo włóczyłyśmy się po okolicy naszego mieszkania na przedmieściach. Nagrywałyśmy wtedy dźwięki deszczu, ulicznego ruchu, gwaru rozmów a potem wracałyśmy do naszego małego pokoiku i w dziwnych, nocnych godzinach pracowałyśmy nad kolejnymi piosenkami. Bez wątpienia, gdybyśmy nagrywały „La Maison...” gdziekolwiek indziej, płyta ta nie brzmiałaby tak samo.

(...)

Ze względu na swoją odrealnioną, nieco oniryczną atmosferę wasze piosenki często bywają odbierane jako – opowiadane za pomocą muzyki – baśnie. Czy zgadzacie się z takim podejściem do własnej twórczości?

SC: Podobne opinie zawsze bardzo nas cieszą, bo w swoich piosenkach staramy się opowiadać niezwykłe historie, kreować barwny świat i tworzyć bohaterów, z którymi mogłybyśmy się identyfikować. Bianca zresztą zajmuje się pisaniem opowiadań i porusza się w obrębie różnych konwencji, ale najczęściej sięga właśnie po baśnie.

Bianca Casady: Wymyśliłam nawet własną krainę, w której rozgrywa się większość moich opowieści.

SC: Trochę zazdroszczę jej tej kreatywności. Wiesz, że chciałabym kiedyś kręcić filmy?

Sama pisałabyś scenariusze?

SC: Nie, nie jestem uzdolniona w tym kierunku. Od tego mam Biancę. Bardziej interesowałaby mnie praca na planie, prowadzenie aktorek i aktorów. Sama również mogłabym w tych filmach grać. Myślę, że na ekranie mogłabym wypaść całkiem uroczo. Ostatnio Bianca napisała zresztą scenariusz baletu, w którym zagram tancerkę brzucha. Wprost nie mogę się doczekać realizacji! Ale bynajmniej nie zapominam także o ambicjach reżyserskich.

Ciekaw jestem jak mógłby wyglądać wyreżyserowany przez was film.

BC: Och, z pewnością byłoby w nim dużo krwi i połamanych kończyn...

SC: Tak, bardzo interesuje mnie proces poszukiwania piękna, próby sztucznego wytworzenia go poprzez mutacje i deformacje. Myślę, że to mógłby być dobry temat na film.

(...)

Część krytyków porównuje jednak waszą muzykę do twórczości brazylijskiej gwiazdy Cibelle Cavali.

BC: Nie jesteśmy znawczyniami jej muzyki, ale słyszałyśmy parę piosenek i na pewno zrobiły na nas wrażenie. Cibelle ma wspaniały głos.

SC: I jest piękna!

Miałem okazję to zauważyć, gdy się spotkaliśmy

SC: Uważaj, to czarodziejka! Zakochałeś się w niej?

Robiliśmy wywiad wcześnie rano w obskurnym wrocławskim hotelu. Byłem bezpieczny.

SC: Twoje szczęście. Pamiętam, że parę razy mijałyśmy się z Cibelle na tych samych festiwalach. Od razu przykuwa uwagę. To pewnie przez ten seksapil!

Więcej w styczniowym HIRO

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz