wtorek, 29 stycznia 2013

Artystyczny bunt - recenzja "5 rozbitych kamer" Emada Burnata i Guya Davidiego









Emad Burnat sięga z kamerą tam, gdzie nie docierają spragnieni sensacji korespondenci wojenni.  Palestyński rolnik nadaje wydarzeniom z pierwszych stron gazet perspektywę bardzo osobistą.
 W "5 rozbitych kamerach" sceny przemocy pojawiają się tylko dlatego, że stanowią naturalny składnik portretowanej codzienności. Ukazane w palestyńskim dokumencie okrucieństwo nigdy nie dotyka anonimowych ofiar, do których łatwo się zdystansować. Reżyser informuje nas o śmierci swojego przyjaciela lub aresztowaniach kolejnych braci. W pewnym momencie sam zostaje raniony przez izraelskiego żołnierza i z ciężkimi obrażeniami trafia do szpitala. W rękach Burnata kamera staje się narzędziem oporu przeciw doświadczanej przez jego bliskich niesprawiedliwości.

Rola "5 rozbitych kamer" nie ogranicza się jednak wyłącznie do monitorowania nadużyć, których wroga armia dopuszcza się wobec mieszkańców Strefy Gazy. Obecność kamery ma dla bohaterów znaczenie terapeutyczne i pomaga w wytworzeniu między nimi poczucia wspólnoty. W ten sposób film Burnata – zupełnie jak przed laty "Amator" Kieślowskiego – zyskuje również intrygujący wymiar autotematyczny.

(...) Więcej w Dzienniku



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz