środa, 9 stycznia 2013

Ubieram prawdę w fajne ciuchy - rozmowa z Cibelle






"Gdy ktoś objawia ci nagą prawdę, czasem możesz uznać, że jest odpychająca. Zadanie artysty polega na tym, żeby tej prawdzie nałożyć make- up, ubrać w fajne ciuchy i uczynić atrakcyjną dla odbiorcy. (...)" - mówi mi wywiadzie dla HIRO znakomita - znana również z koncertów w Polsce - wokalistka Cibelle, która niedawno ogłosiła, że za kilka miesięcy powróci z nową płytą. Rozmowa przeprowadzona wspólnie z Marcinem Sobczakiem.
(...)

Do czego więc – jako artystce – potrzebna ci jest iluzja?

Gdy ktoś objawia ci nagą prawdę, czasem możesz uznać, że jest odpychająca. Zadanie artysty polega na tym, żeby tej prawdzie nałożyć make- up, ubrać w fajne ciuchy i uczynić atrakcyjną dla odbiorcy. Właśnie w tym tkwi cała frajda płynąca z tego zawodu.

Skąd wiesz jednak gdzie wytyczyć granicę między tym co atrakcyjne i odpychające?

Wszystko zależy od indywidualnego postrzegania. Osobiście uważam, że świat jest piękny. Mogę myśleć tak jednak tylko dlatego, że dowartościowuję wiele rzeczy, które inni uważają za zwykłą tandetę. To niezwykle ważne dla mojej pracy. Chcę rzucać światło na to, co pozornie obrzydliwe i pokazywać, że rzeczy uznane za nieładne czy kiczowate często mają w sobie jedyny w swoim rodzaju urok.

Po tym co mówisz odnosimy wrażenie, że musisz być fanką filmów Johna Watersa, który epatuje widzów obrzydliwościami, żeby ostatecznie przedstawić je w jak najbardziej pozytywnym świetle.

Kocham Johna Watersa! W pełni zgadzam się z jego poglądami. W kulturze amerykańskiej, którą wykpiwa istnieje jakiś nienormalny pęd do tego, co nieskazitelne i idealnie czyste. Wszystko, co niepoprawne politycznie, czy niedopasowane do estetycznego kanonu jest uważane za nieodpowiednie. W ten sposób przeszkadza się ludziom w wyrażaniu siebie, a to niedopuszczalne. Moja muzyka – tak jak zapewne filmy Watersa – stanowi formę oporu przeciw takiemu myśleniu.

Odnosimy wrażenie, że to, co ty czy Waters przekazujecie w swoich niszowych środowiskach powoli przedostaje się także do mainstreamu za sprawą Lady Gagi. Jak zapatrujesz się na jej fenomen?

Bardzo mocno jej kibicuję, choć w ogóle nie znam się na muzyce, którą wykonuje. Lubię jednak Gagę za to, że wydaje mi się kolorową świruską, która staje na scenie przed tysiącami ludzi i wywrzaskuje coś w rodzaju: „Chodźcie do mnie potworki! Zapraszam wszystkich, także tych, którzy czują się wykluczeni! Łączmy się!”. To zupełnie nowa tendencja w świecie, w którym do tej pory wykluczeni mogli co najwyżej integrować się między sobą i tworzyć pozbawione wpływu na rzeczywistość getto.


(...)

Podróż inicjacyjna do Londynu... Brzmi to bardzo hipisowsko!

Bo sama mam w sobie dużo z hipiski. Ale w równym stopniu jestem też punkówą. Uważajcie, bo to myląca kombinacja!

Czujemy się ostrzeżeni. Niemniej, wciąż jesteśmy ciekawi w jaki sposób Londyn uformował dzisiejszą Cibelle.

Prawda jest taka, że jedyną rzeczą, która przeszkadzała mi w Brazylijczykach był zawsze ich wybuchowy i kłótliwy temperament. Kiedy jesteś tam i próbujesz z kimś podyskutować, coś doradzić, zasugerować jakąś zmianę, od razu kończy się to awanturą. Dlatego ludzie wolą być dla siebie mili i nie poruszać jakichkolwiek drażliwych tematów. Tymczasem brak konstruktywnej krytyki zawsze jest zwodniczy i nie pozwala ci się rozwijać. Żeby się z tym uporać musiałam dopiero przeprowadzić się do Londynu. W Anglii nauczyłam się tego, żeby słuchać uważnie innych ludzi i umieć spojrzeć na pewne sprawy także z innego punktu widzenia niż swój. Myślę, że moje brazylijskie wychowanie i brytyjska dojrzałość tworzą razem świetne połączenie. Zawsze zresztą uważałam, że podróże, nawet te najkrótsze, rozszerzają horyzonty. Właśnie dlatego tak bardzo się cieszę, że dzięki mojej pracy tak często mogę jeździć po świecie.

Czy w trakcie tych wojaży udało ci się odnaleźć miejsce, w którym czujesz się szczególnie dobrze?

Przysięgam, że w tym co za chwilę powiem nie ma żadnego lizania tyłka, ale... Naprawdę uwielbiam przyjeżdżać do Polski, byłam tam z siedem czy osiem razy. Za każdym razem kiedy do was trafiam, mam wrażenie, że przechodzicie swój renesans, jestem pod wrażeniem kwitnącej kultury młodzieżowej i zainteresowania sztuką. Zresztą w ogóle ludzie w Polsce wydają mi się otwarci i opiekuńczy, umieją cieszyć się sobą nawzajem. Właśnie dlatego uwielbiam chodzić w waszym kraju na imprezy! Teraz zdałam sobie zresztą sprawę, że byłam chyba we wszystkich polskich dużych miastach z wyjątkiem Krakowa. Myślicie, że mają tam jakieś fajne knajpy?

Więcej w styczniowym  HIRO

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz