(...)
Do czego więc – jako artystce –
potrzebna ci jest iluzja?
Gdy ktoś objawia
ci nagą prawdę, czasem możesz uznać, że jest odpychająca.
Zadanie artysty polega na tym, żeby tej prawdzie nałożyć make-
up, ubrać w fajne ciuchy i uczynić atrakcyjną dla odbiorcy.
Właśnie w tym tkwi cała frajda płynąca z tego zawodu.
Skąd wiesz jednak gdzie wytyczyć
granicę między tym co atrakcyjne i odpychające?
Wszystko zależy
od indywidualnego postrzegania. Osobiście uważam, że świat jest
piękny. Mogę myśleć tak jednak tylko dlatego, że dowartościowuję
wiele rzeczy, które inni uważają za zwykłą tandetę. To
niezwykle ważne dla mojej pracy. Chcę rzucać światło na to, co
pozornie obrzydliwe i pokazywać, że rzeczy uznane za nieładne czy
kiczowate często mają w sobie jedyny w swoim rodzaju urok.
Po tym co mówisz odnosimy wrażenie,
że musisz być fanką filmów Johna Watersa, który epatuje widzów
obrzydliwościami, żeby ostatecznie przedstawić je w jak
najbardziej pozytywnym świetle.
Kocham Johna
Watersa! W pełni zgadzam się z jego poglądami. W kulturze
amerykańskiej, którą wykpiwa istnieje jakiś nienormalny pęd do
tego, co nieskazitelne i idealnie czyste. Wszystko, co niepoprawne
politycznie, czy niedopasowane do estetycznego kanonu jest uważane
za nieodpowiednie. W ten sposób przeszkadza się ludziom w wyrażaniu
siebie, a to niedopuszczalne. Moja muzyka – tak jak zapewne filmy
Watersa – stanowi formę oporu przeciw takiemu myśleniu.
Odnosimy wrażenie, że to, co ty
czy Waters przekazujecie w swoich niszowych środowiskach powoli
przedostaje się także do mainstreamu za sprawą Lady Gagi. Jak
zapatrujesz się na jej fenomen?
Bardzo mocno jej
kibicuję, choć w ogóle nie znam się na muzyce, którą wykonuje.
Lubię jednak Gagę za to, że wydaje mi się kolorową świruską,
która staje na scenie przed tysiącami ludzi i wywrzaskuje coś w
rodzaju: „Chodźcie do mnie potworki! Zapraszam wszystkich, także
tych, którzy czują się wykluczeni! Łączmy się!”. To zupełnie
nowa tendencja w świecie, w którym do tej pory wykluczeni mogli co
najwyżej integrować się między sobą i tworzyć pozbawione wpływu
na rzeczywistość getto.
(...)
Podróż inicjacyjna do Londynu...
Brzmi to bardzo hipisowsko!
Bo sama mam w
sobie dużo z hipiski. Ale w równym stopniu jestem też punkówą.
Uważajcie, bo to myląca kombinacja!
Czujemy się ostrzeżeni. Niemniej,
wciąż jesteśmy ciekawi w jaki sposób Londyn uformował dzisiejszą
Cibelle.
Prawda jest taka,
że jedyną rzeczą, która przeszkadzała mi w Brazylijczykach był
zawsze ich wybuchowy i kłótliwy temperament. Kiedy jesteś tam i
próbujesz z kimś podyskutować, coś doradzić, zasugerować jakąś
zmianę, od razu kończy się to awanturą. Dlatego ludzie wolą być
dla siebie mili i nie poruszać jakichkolwiek drażliwych tematów.
Tymczasem brak konstruktywnej krytyki zawsze jest zwodniczy i nie
pozwala ci się rozwijać. Żeby się z tym uporać musiałam dopiero
przeprowadzić się do Londynu. W Anglii nauczyłam się tego, żeby
słuchać uważnie innych ludzi i umieć spojrzeć na pewne sprawy
także z innego punktu widzenia niż swój. Myślę, że moje
brazylijskie wychowanie i brytyjska dojrzałość tworzą razem
świetne połączenie. Zawsze zresztą uważałam, że podróże,
nawet te najkrótsze, rozszerzają horyzonty. Właśnie dlatego tak
bardzo się cieszę, że dzięki mojej pracy tak często mogę
jeździć po świecie.
Czy w trakcie tych wojaży udało ci
się odnaleźć miejsce, w którym czujesz się szczególnie dobrze?
Przysięgam, że w
tym co za chwilę powiem nie ma żadnego lizania tyłka, ale...
Naprawdę uwielbiam przyjeżdżać do Polski, byłam tam z siedem czy
osiem razy. Za każdym razem kiedy do was trafiam, mam wrażenie, że
przechodzicie swój renesans, jestem pod wrażeniem kwitnącej
kultury młodzieżowej i zainteresowania sztuką. Zresztą w ogóle
ludzie w Polsce wydają mi się otwarci i opiekuńczy, umieją
cieszyć się sobą nawzajem. Właśnie dlatego uwielbiam chodzić w
waszym kraju na imprezy! Teraz zdałam sobie zresztą sprawę, że
byłam chyba we wszystkich polskich dużych miastach z wyjątkiem
Krakowa. Myślicie, że mają tam jakieś fajne knajpy?
Więcej w styczniowym HIRO
Więcej w styczniowym HIRO
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz