sobota, 10 listopada 2012

Idzie młodość!- relacja z kijowskiego festiwalu Molodist




Zapraszam do przeczytania fragmentów relacji z Molodista i zapoznania się z całością tekstu, który ukazał się na łamach Dwutygodnika 


W trakcie pobytu w Kijowie korzystaliśmy z uroków hotelu rodem z Chandlerowskiego „Żegnaj, laleczko”, spędzaliśmy wieczory w towarzystwie starego druha Jamesona, a w kinowym hallu mogliśmy natknąć się na samego Leosa Caraxa. Pomiędzy rozlepionymi na mieście politycznymi afiszami próżno było jednak dostrzec plakaty promujące jeden z największych festiwali filmowych w regionie. Co najmniej połowie pokazów, w których uczestniczyłem, towarzyszyły także rozmaite „kłopoty techniczne”. Przede wszystkim jednak rozczarowywał poziom artystyczny większości fimów.

Festiwal Molodist (ukr. „młodość”) – dziś 42-letni – nie zapomina o swoich początkach. Pomyślany w 1970 roku jako impreza studentów kijowskiego Narodowego Uniwersytetu Teatru, Filmu i Telewizji, wciąż jest przyjazny dla początkujących reżyserów. Oprócz licznych głośnych premier i retrospektyw szacownych klasyków w programie tegorocznej edycji znalazł się między innymi przegląd aktualnych dokonań studentów praskiej szkoły FAMU. Tradycyjnie studenckie filmy z całego świata pokazano również w sekcji konkursowej. Organizatorzy Molodista nie zrezygnowali z przywileju promowania własnej kinematografii. Jednym z wydarzeń festiwalu stał się liczący 26 tytułów konkurs krótkometrażowych filmów ukraińskich powstałych w latach 2011-2012. Krążyłem pomiędzy salami kin Kijów i Panorama w poszukiwaniu potencjalnych odkryć. 

Większość prezentowanych w konkursie tytułów potwierdziła jednak pogłoski o słabej kondycji ukraińskiego kina. Zbuntowani wobec dojrzałych reżyserów początkujący twórcy póki co nie stanowią dla nich sensownej alternatywy. W ich filmach pojawiają się te same koszmary, które nawiedzały polskie kino lat 90. Młodzi Ukraińcy wpadli w pułapkę estetyzacji brzydoty i perwersyjnej fascynacji ekranowymi patologiami. Reżyserzy przeważającej większości filmów nie byli w stanie wyjść poza sformułowanie krytycznej diagnozy otaczającego świata. Słyszane z ekranu gniewne okrzyki były najczęściej deklaracją bezradności i nie proponowały żadnej strategii wyjścia z impasu.

(...) 

Tytuły podejmujące tematykę emigrancką irytowały myślowym ubóstwem i powielaniem stereotypów. Na tle rozczarowujących wizji pojawił się jeden wyjątek. „Arrividerci, Serioża!” Andrija Tymoszczuka to film, który mógłby wyjść spod ręki Rohmera albo Truffauta. Młody mężczyzna z podróżną walizką zagaduje w parku atrakcyjną dziewczynę. W toku uroczo nieporadnego flirtu przyznaje się, że za kilka godzin odlatuje za pracą do Włoch. Mimo żartobliwego charakteru konwersacji, w wypowiedziach mężczyzny słychać melancholię. Sierioża boi się utraty kontaktu z ojczyzną, ale przede wszystkim pragnie rzutem na taśmę przełamać towarzyszące mu poczucie samotności. Przekupuje dziewczynę, żeby w przyszłości móc na jej adres wysłać pocztówkę z zapewnieniem, że wszystko u niego w porządku. Tragikomiczna konwencja idealnie współgra z kruchą psychiką młodego emigranta.

(...)  

Obejrzenie kilkudziesięciu filmów stworzonych przez młodych ukraińskich reżyserów skłania do smutnego wniosku, że portretowana przez nich rzeczywistość pozostaje nieuchwytna i zbyt przytłaczająca. Może zamiast męczyć się z drobiazgowym opisem, warto byłoby raczej potraktować ją jako odskocznię do bardziej uniwersalnych refleksji? Tak zrobiła twórczyni najlepszego festiwalowego filmu, w którym receptą na kryzys ukraińskiego kina okazuje się twórczość Guy de Maupassanta. „Pole Mykoły” Jelizawiety Kliuzko jest swobodną adaptację jednej z nowel francuskiego pisarza, której akcję reżyserka przenosi w realia ukraińskiej wsi. Film Kliuzko opowiada historię młodego mężczyzny ulegającego fascynacji przypadkowo spotkaną dziewczyną. Impresyjny, przywołujący na myśl „Wycieczkę na wieś” Renoira, charakter relacji z ich wspólnego popołudnia ulega nagłemu załamaniu. To, co przed chwilą było niemal namacalne, okazuje się wyłącznie natarczywie powracającym wspomnieniem. Za jego sprawą dochodzi do głosu żal za niewykorzystaną szansą z przeszłości. Kliuzko doskonale udało się przełożyć intensywność tęsknoty za miłością na język ekranowej poezji. 


Więcej na stronach Dwutygodnika 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz