Zapraszam do przeczytania fragmentów relacji z Molodista i zapoznania się z całością tekstu, który ukazał się na łamach Dwutygodnika
W trakcie pobytu w Kijowie korzystaliśmy z uroków hotelu rodem
z Chandlerowskiego „Żegnaj, laleczko”, spędzaliśmy wieczory
w towarzystwie starego druha Jamesona, a w kinowym hallu mogliśmy
natknąć się na samego Leosa Caraxa. Pomiędzy rozlepionymi na mieście
politycznymi afiszami próżno było jednak dostrzec plakaty promujące
jeden z największych festiwali filmowych w regionie. Co najmniej połowie
pokazów, w których uczestniczyłem, towarzyszyły także rozmaite „kłopoty
techniczne”. Przede wszystkim jednak rozczarowywał poziom artystyczny
większości fimów.
Festiwal Molodist (ukr. „młodość”) – dziś 42-letni – nie zapomina
o swoich początkach. Pomyślany w 1970 roku jako impreza studentów
kijowskiego Narodowego Uniwersytetu Teatru, Filmu i Telewizji, wciąż
jest przyjazny dla początkujących reżyserów. Oprócz licznych głośnych
premier i retrospektyw szacownych klasyków w programie tegorocznej
edycji znalazł się między innymi przegląd aktualnych dokonań studentów
praskiej szkoły FAMU. Tradycyjnie studenckie filmy z całego świata
pokazano również w sekcji konkursowej. Organizatorzy Molodista nie
zrezygnowali z przywileju promowania własnej kinematografii. Jednym
z wydarzeń festiwalu stał się liczący 26 tytułów konkurs
krótkometrażowych filmów ukraińskich powstałych w latach 2011-2012.
Krążyłem pomiędzy salami kin Kijów i Panorama w poszukiwaniu
potencjalnych odkryć.
Większość prezentowanych w konkursie tytułów potwierdziła jednak
pogłoski o słabej kondycji ukraińskiego kina. Zbuntowani wobec
dojrzałych reżyserów początkujący twórcy póki co nie stanowią dla nich
sensownej alternatywy. W ich filmach pojawiają się te same koszmary,
które nawiedzały polskie kino lat 90. Młodzi Ukraińcy wpadli w pułapkę
estetyzacji brzydoty i perwersyjnej fascynacji ekranowymi patologiami.
Reżyserzy przeważającej większości filmów nie byli w stanie wyjść poza
sformułowanie krytycznej diagnozy otaczającego świata. Słyszane z ekranu
gniewne okrzyki były najczęściej deklaracją bezradności i nie
proponowały żadnej strategii wyjścia z impasu.
(...)
Tytuły podejmujące tematykę emigrancką irytowały myślowym ubóstwem
i powielaniem stereotypów. Na tle rozczarowujących wizji pojawił się
jeden wyjątek. „Arrividerci, Serioża!” Andrija Tymoszczuka to film,
który mógłby wyjść spod ręki Rohmera albo Truffauta. Młody mężczyzna
z podróżną walizką zagaduje w parku atrakcyjną dziewczynę. W toku uroczo
nieporadnego flirtu przyznaje się, że za kilka godzin odlatuje za pracą
do Włoch. Mimo żartobliwego charakteru konwersacji, w wypowiedziach
mężczyzny słychać melancholię. Sierioża boi się utraty kontaktu
z ojczyzną, ale przede wszystkim pragnie rzutem na taśmę przełamać
towarzyszące mu poczucie samotności. Przekupuje dziewczynę, żeby
w przyszłości móc na jej adres wysłać pocztówkę z zapewnieniem, że
wszystko u niego w porządku. Tragikomiczna konwencja idealnie współgra
z kruchą psychiką młodego emigranta.
(...)
Obejrzenie kilkudziesięciu filmów stworzonych przez młodych ukraińskich
reżyserów skłania do smutnego wniosku, że portretowana przez nich
rzeczywistość pozostaje nieuchwytna i zbyt przytłaczająca. Może zamiast
męczyć się z drobiazgowym opisem, warto byłoby raczej potraktować ją
jako odskocznię do bardziej uniwersalnych refleksji? Tak zrobiła
twórczyni najlepszego festiwalowego filmu, w którym receptą na kryzys
ukraińskiego kina okazuje się twórczość Guy de Maupassanta. „Pole
Mykoły” Jelizawiety Kliuzko jest swobodną adaptację jednej z nowel
francuskiego pisarza, której akcję reżyserka przenosi w realia
ukraińskiej wsi. Film Kliuzko opowiada historię młodego mężczyzny
ulegającego fascynacji przypadkowo spotkaną dziewczyną. Impresyjny,
przywołujący na myśl „Wycieczkę na wieś” Renoira, charakter relacji
z ich wspólnego popołudnia ulega nagłemu załamaniu. To, co przed chwilą
było niemal namacalne, okazuje się wyłącznie natarczywie powracającym
wspomnieniem. Za jego sprawą dochodzi do głosu żal za niewykorzystaną
szansą z przeszłości. Kliuzko doskonale udało się przełożyć intensywność
tęsknoty za miłością na język ekranowej poezji.
Więcej na stronach Dwutygodnika
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz