środa, 28 listopada 2012

W poszukiwaniu wspólnoty - kino Kena Loacha









Twórczość Kena Loacha skrywa w sobie intrygujący paradoks. Z jednej strony brytyjski reżyser bezsprzecznie należy do grona mistrzów światowego kina i pozostaje jednym z ulubieńców elitarnego festiwalu w Cannes. Z drugiej – trudno dziś o filmowca, który lepiej niż Loach poznałby na własnej skórze siłę ideologicznych uprzedzeń i interpretacyjnych uproszczeń. Ze względu na jawnie demonstrowane przekonania lewicowe, Loach już dawno dorobił się w pewnych kręgach etykietki „czerwonego Kena” i fanatycznego marksisty używającego kamery jak propagandowej tuby.

Taki wizerunek największy ból sprawia, rzecz jasna, samemu reżyserowi przekonującemu w jednym z wywiadów: „[…] strasznie nie lubię i boję się takich etykiet, bo jak już raz coś do mnie przylgnie, to dla widzów ważniejsze okażą się te określenia niż filmy, które proponuję. Oczywiście jak każdy człowiek, mam swoje polityczne preferencje i sympatie, ale nie uprawiam kina ideologicznie walczącego”. Wypowiedziane przez Loacha słowa znajdują odzwierciedlenie w twórczej aktywności reżysera, któremu często zdarza się przełamywać krzywdzące stereotypy na własny temat. W filmie Ojczyzna (1986) zdecydował się umieścić planszę z wiele mówiącym hasłem: Stalinizm nie jest komunizmem, kapitalizm nie jest wolnością. W Ziemi i wolności (1995) kazał rozczarowanemu towarzyszami idealiście podrzeć partyjną legitymację. W Biedroneczko, biedroneczko (1994) nie wahał się poddać krytyce wyrastającej z lewicowych ideałów instytucji opieki społecznej. Za sprawą Wiatru w oczy (1993) zajrzał natomiast za drugą stronę światopoglądowej barykady i opowiedział przejmującą historię pary katolików desperacko usiłujących zdobyć pieniądze na komunię córki.

Loach a sprawa polska

W tamtym filmie Loach nie po raz pierwszy udowodnił, że potrafi z empatią wczuwać się w położenie przedstawicieli obcych mu środowisk. Z naszej perspektywy najłatwiej było dostrzec tę właściwość za sprawą nakręconego częściowo w Katowicach Polaka potrzebnego od zaraz (2007). W tej kwestii drugorzędne znaczenie ma akurat fakt, że chodzi o bodaj najsłabszy film Loacha, który na poziomie scenariusza razi deklaratywnością dialogów i efekciarskimi zwrotami akcji. W Polaku… liczy się wyrażona przez reżysera chęć, by przedstawić losy wykorzystywanych przez wyspiarskich pracodawców imigrantów z Europy Wschodniej. Wbrew prowadzonej przez część brytyjskich mediów kampanii, Loach pozwolił sobie również na ukazanie Polaków jako ludzi solidnych, uczciwych i pracowitych.
Poruszane w jego filmach problemy pośrednio mogą dotyczyć także nas samych. Interesująco byłoby z tej perspektywy zinterpretować wspomnianą już Ojczyznę. Zrealizowany w 1986 roku film skupiał się na losach enerdowskiego muzyka, który po ucieczce na drugą stronę niemieckiej granicy nie może odnaleźć się w nowych realiach. Opowiadający o zderzeniu mentalności socjalistycznej i kapitalistycznej film Loacha niejako w proroczy sposób odniósł się do dylematów charakterystycznych dla polskiej rzeczywistości czasów transformacji. Za sprawą Ojczyzny brytyjski reżyser w pewnym sensie wyręczył rodzimych twórców niechętnie i nieskutecznie podejmujących tego typu tematykę.
O podobnej sytuacji możemy mówić również w wypadku jednego z ostatnich dzieł reżysera – Route Irish (2010). Film przynosi ostrą krytykę europejskiego zaangażowania w konflikt w Iraku. Przede wszystkim jednak wiarygodnie opisuje postawy wszystkich tych, którzy potraktowali wojnę jako obietnicę lukratywnego zarobku, a za zwiększone pensje musieli później zapłacić niemożliwą do wyparcia traumą psychiczną. W polskim kinie ten wstydliwie omijany wątek wybrzmiał z podobną siłą bodaj jedynie w Matce Teresie od kotów (2010, P. Sala). Loach po raz kolejny doskonale wkomponował się więc w niezagospodarowaną przez naszych reżyserów niszę. Szkoda tylko, że polscy widzowie nie mieli szansy, aby to zauważyć - Route Irish nie trafił bowiem na ekrany naszych kin i zaznaczył swoją obecność jedynie w obiegu festiwalowym.

Humanista z kamerą

Problem z niedocenianiem filmów Loacha mają jednak nie tylko Polacy, spoglądający na lewicowe zacięcie reżysera przez pryzmat własnych doświadczeń z epoki PRL. Nasiąknięte polityką interpretacje twórczości Brytyjczyka tracą z oczu kwestię bodaj najważniejszą. Loach w pierwszej kolejności nie jest bowiem ideologiem, lecz gorliwym humanistą. Światopoglądowe deklaracje reżysera zawsze znajdują odzwierciedlenie w prywatnych historiach bohaterów, a tematy z pierwszych stron gazet niespodziewanie zyskują u niego egzystencjalną głębię. Każdy z filmów reżysera tchnie zakotwiczoną w codzienności pochwałą godności człowieka i zachętą do buntu wobec świata, który próbuje mu tę godność odebrać. Niestety, mimo determinacji i uporu osamotnione jednostki, najczęściej nie są w stanie przeciwstawić się klasowemu rozwarstwieniu i ustalonemu przez kapitalistyczny system porządkowi społecznemu.
W filmach Loacha wartość intelektualna idzie w parze ze sprawnością reżyserską. Choć twórczość autora Kesa (1969) bywa najczęściej kojarzona z atmosferą robotniczych dzielnic brytyjskich miast, portretowana przez niego rzeczywistość okazuje się tak naprawdę znacznie bardziej urozmaicona. Gdy tylko na horyzoncie pojawi się intrygujący temat, Loach nie waha się chwycić za kamerę i udać do Nikaragui, Hiszpanii bądź Polski. Po każdym z tych obszarów reżyser porusza się z tą samą swobodą – pewnie dlatego, że nigdy nie próbuje przyjąć aroganckiej postawy eksperta. Na obcy świat spogląda – tak jak w Pieśni Carli (1996) lub Ziemi i wolności – wyłącznie z perspektywy przybysza. Właśnie dlatego za każdym razem porusza się po nim w towarzystwie anglojęzycznych bohaterów, których na obczyznę przygnały indywidualne pasje bądź polityczne ideały.
Wszechstronność reżysera objawia się także w perfekcyjnie opanowanej przez niego żonglerce schematami gatunkowymi. Choć autora Słodkiej szesnastki (2002) dość jednoznacznie klasyfikuje się jako mistrza dramatu społecznego, w jego filmografii z łatwością można dostrzec również ślady innych stylistycznych konwencji. W Tajnej placówce (1990) i Route Irish brytyjski reżyser z powodzeniem sprawdził się jako twórca thrillera politycznego. W opowiadającym o zakazanej miłości muzułmańskiego imigranta i Angielki Czułym pocałunku (2004) Loach garściami czerpie z formuły klasycznego melodramatu.

(...) Więcej w najnowszym numerze EKRANÓW

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz