środa, 17 października 2012

Terapia szokowa Ulricha Seidla



Po okiełznaniu drobnych kłopotów technicznych wracam artykułem o - bohaterze retrospektywy ostatniej edycji Nowych Horyzontów - Ulrichu Seidlu. Cały tekst ukazał się w październikowym numerze "Odry"

 Tegoroczny festiwal Nowe Horyzonty odkrył dla polskiej publiczności kolejnego mistrza kina. Widzowie, którzy w poprzednich latach tłumnie oglądali filmy Guya Maddina, Bruno Dumonta czy Terence'a Daviesa, tym razem zachwycili się twórczością Ulricha Seidla. Taki przebieg wydarzeń wydaje się zaskakujący o tyle , że trudno wyobrazić sobie artystę o bardziej antygwiazdorskim statusie niż reżyser „Jezu, ty wiesz”. Niezwykle gorzkie, naturalistyczne i brutalne kino Seidla często bywa  odrzucane przez międzynarodową krytykę. Z najświeższym przykładem podobnego ostracyzmu mogliśmy zetknąć się na ostatnim festiwalu w Cannes, gdzie Austriak prezentował swój  film pod tytułem „Raj: miłość”. Okrutna satyra na kulturową arogancję Europejczyków nie mogła zyskać uznania na najbardziej snobistycznym festiwalu świata. Na drugi dzień po premierze filmu skonsternowani dziennikarze zarzucali Seidlowi bezduszność i brak litości dla bohaterów. Kilka miesięcy później we Wrocławiu nikt nie miał z tym problemu, a „Raj: miłość” stała się jednym z największych przebojów festiwalu Romana Gutka. Przyzwyczajeni do  radykalizmu widzowie Nowych Horyzontów uznali Austriaka za swego, bo rzekomo skandalizujący charakter jego kina odczytali jako przejaw twórczej bezkompromisowości..

(...)

Zrzucanie kostiumów

  W walce o jak największą autentyczność swych wizji Seidl demonstruje godną podziwu determinację. Przy okazji pracy nad „Zwierzęcą miłością” reżyser odwiedzał z kamerą najbardziej obskurne wiedeńskie meliny. Część zdjęć do filmu „Import/Export” realizował przy kilkudziesięciostopniowych mrozach na ukraińskiej prowincji. Podczas pracy nad „Upałami” potrafił natomiast przełożyć zdjęcia o rok, gdy stwierdził, że panujące ówcześnie w Wiedniu temperatury wydają mu się zbyt niskie.

Ten ostatni tytuł z wielu względów wydaje się kluczowy dla całej filmografii Seidla. Nie chodzi tylko o to, że po latach realizacji dokumentów reżyser spróbował swoich sił w fabule i od razu otrzymał za nią Nagrodę Specjalną na festiwalu w Wenecji. Prestiżowe wyróżnienie z miejsca ugruntowało jego pozycję w austriackim światku artystycznym i skłoniło samą Elfriede Jelinek do nazwania „Upałów” „jeden z najważniejszych i demaskatorskich dzieł w powojennej historii Austrii ”. W kontekście całej twórczości Seidla niezwykle istotna wydaje się przede wszystkim zawarta w tytule filmu metafora. W wielowątkowej opowieści o kilku dniach z życia mieszkańców wiedeńskich przedmieść wyraźnie widać, że wysokie temperatury wzmagają w ludziach agresję i prowokują skrajne emocje. Upał sprzyja również nagości, która u Seidla oznacza także zrzucenie metaforycznego kostiumu w jaki wyposaża nas kultura wespół z ogólnie przyjętymi zasadami współżycia społecznego. W takich okolicznościach stateczni zazwyczaj obywatele zaczynają dawać upust swym najbardziej zaskakującym perwersjom.

Filmy Seidla przekonują, że towarzyszące bohaterom wynaturzenia pojawiają się w ich życiu jako rezultat rozdźwięku między marzeniami a rzeczywistością. W kolejnych dokumentach i fabułach reżyser tworzy portrety ludzi rozczarowanych własną nieprzystawalnością do wzorców propagowanych przez konsumpcyjny styl życia. W świecie zdominowanym przez kult młodości i pięknego ciała dla większości bohaterów Seidla jedyną pociechę stanowi osiągnięty przez nich materialny dobrobyt. Brzęk łatwo zarabianych pieniędzy zagłusza ich poczucie rozgoryczenia, a nijakie domki z ogródkiem stanowią schronienie przed zewnętrznym światem. W swojej konfrontacji z rzeczywistością postacie z filmów Seidla nie mogą liczyć na niczyje wsparcie, są pozostawione samymi sobie. W wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” reżyser diagnozował ten stan następująco: „(...) opowiadam o samotności, bo sam jestem samotny, mimo że mam żonę, dzieci. Wiem też, że miłość jest najlepszym środkiem, żeby z tej samotności wyjść. Moje filmy są krzykiem za miłością.”

Najlepsze filmy Seidla pokazują proces, w którym ów krzyk ulega trudnej do zniesienia deformacji. Bohaterowie austriackiego reżysera początkowo wzbudzają współczucie, by ostatecznie prowokować wyłącznie pogardę. Idealną ilustrację takiej przemiany stanowi scena z jednego z najgłośniejszych dokumentów Seidla- „Jezu, ty wiesz”. Oto podpatrywana przez kamerę starsza kobieta klęczy przed ołtarzem i prowadzi swoją „rozmowę” z Jezusem. Przez kilka minut zdaje drobiazgową relację z postępującego w jej związku kryzysu, w przejmujący sposób opowiada o wypaleniu małżeńskiego uczucia. Chwilę później tym samym tonem oznajmia Jezusowi, że być może receptą na rozwiązanie wszystkich problemów okazałoby otrucie męża przy obiedzie. Przytoczona scena w całej okazałości ujawnia jeszcze jedną istotną cechę kina Seidla. To, co w filmach Austriaka najbardziej przerażające nierzadko bywa również nieprzyzwoicie zabawne.

 (....) Więcej w październikowym numerze miesięcznika Odra

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz