„Obława” wypowiada wojnę
martyrologii charakterystycznej dla polskiego kina wojennego. Marcin
Krzyształowicz bardziej niż z poglądami ipeenowskich historyków
identyfikuje się z wizjami Wojciecha Smarzowskiego czy Władysława
Pasikowskiego. W "Obławie" patriotyczne
sztandary zostają przybrudzone krwią, błotem i spermą. Choć
ukazanym przez reżysera bohaterom trudno odmówić ideowych
racji, opowieść o ich losach nie mogłaby zmieścić się nawet na
marginesach szkolnych czytanek. W filmie Krzyształowicza konfesjonał staje
się przestrzenią zdrady, a miejsce przypisywanego partyzantom bohaterstwa zajmuje strzelanie w tył głowy bezbronnych jeńców.
Zaproponowane w „Obławie” rewizjonistyczne spojrzenie na polską
historię wzbudza szacunek, ale pozostawia również pewien niedosyt.
Paradoksalnie, jakby przestraszonemu własną odwagą
Krzyształowiczowi zdarza się czasem zawierzyć prymitywnym
stereotypom. Dlaczego na przykład wzbudzający sympatię główny
bohater okazuje się mężczyzną w pełni sił erotycznych, podczas
gdy na skonfrontowanym z nim volksdeutchu ciąży piętno
zniewieściałego impotenta? Zgodnie ze starym żołnierskim
zwyczajem, twórcom filmu przydałaby się chyba odrobina bromu.
Obława
Reżyseria: Marcin Krzyształowicz
Ocena: 7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz