środa, 31 października 2012

Wyśniony debiut - recenzja "W sypialni" Tomasza Wasilewskiego







Pierwszy film Tomasza Wasilewskiego zawstydza wszystkich twórców, którzy usprawiedliwiają swoje klęski niskim poziomem budżetu. Zrealizowane za niewielką sumę „W sypialni” imponuje realizacyjną starannością, świetnym aktorstwem i psychologicznym zniuansowaniem.

„W sypialni” ma w sobie intymność, której zazwyczaj próżno szukać w iskrzącym monumentalnym patosem polskim kinie. Nic dziwnego, że debiut  Wasilewskiego wytrącił z równowagi część widzów i krytyków na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Niskie noty przyznane filmowi w prowincjonalnej Gdyni nie zyskały potwierdzenia na cieszącym się międzynarodowym prestiżem festiwalu w Karlowych Warach. Zagraniczne zainteresowanie z jakim zetknęło się  „W sypialni” udowodniło, że Wasilewski nakręcił jeden z najciekawszych polskich filmów ostatnich lat. Sukces debiutu nie skłonił młodego twórcy do zwolnienia tempa. Branżowe portale informują, że reżyser skończył właśnie zdjęcia do drugiego pełnometrażowego filmu - „Płynące wieżowce”. Opowieść o dojrzewaniu i drodze do samoakceptacji ma otwarcie eksponować wątki homoseksualne. Stojący na straży rodzimego kina konserwatyści zapewne znowu poczują się zdezorientowani.

O ile „Płynące wieżowce” pozostają jeszcze wielką niewiadomą, o tyle najczęstsze zastrzeżenia formułowane pod adresem „W sypialni” wydają się zupełnie chybione. To, co niektórzy krytycy uznali w przypadku filmu za stylistyczne fanaberie  dowodzi po prostu, że Wasilewski pozostaje znakomicie obeznany z trendami światowego kina. Debiut polskiego twórcy to popis filmowej erudycji wnikliwie przefiltrowanej jednak przez osobistą wrażliwość. Wasilewski dzieli się na ekranie swoimi artystycznymi fascynacjami, a z każdej z nich wybiera to, co najciekawsze i najbardziej dopasowane do opowiadanej przez niego historii. We „W sypialni” precyzja kadrów godna Seidla i Hanekego zostaje uzupełniona przez empatię rodem z filmów Almodovara.  Melancholia z jaką Wasilewski portretuje wynaturzone, skazane na niespełnienie relacje międzyludzkie przywodzi z kolei na myśl „Cztery noce z Anną” Jerzego Skolimowskiego.

(...) więcej w październikowym numerze miesięcznika HIRO



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz