Choć mamy dziś w kinach wysyp atrakcyjnych premier, przewrotnie chciałbym przypomnieć o filmie z zeszłego tygodnia. A jest o czym mówić, bo - wbrew chłodnemu przyjęciu krytyki- uważam "Savages" Olivera Stone'a za film autentycznie znakomity!
W swoim nowym filmie Oliver Stone
efektownie odbija się od artystycznego dna. „Savages” to
charakterystyczne dla reżysera moralizatorskie przemówienie, tyle,
że tym razem wygłoszone na potężnym haju. Bynajmniej nie chodzi
tylko o to, że fabuła filmu pozostaje osadzona w środowisku
kalifornijskich plantatorów marihuany. Tak jak chociażby w
„Salwadorze”, Stone zanurza się w świecie rodem z
szalonej, narkotycznej wizji, która niepostrzeżenie zamienia się w
krwawy koszmar. „Savages” atakuje zmysły połączeniem
teledyskowego montażu, energetycznej ścieżki dźwiękowej i
chaotycznej pracy kamery. Niczym w nieprzyzwoicie campowej „Drodze
przez piekło” reżyser z maestrią żongluje schematami typowymi
dla kina klasy B. Film Stone'a przypomina koktajl perwersyjnego
seksu i widowiskowej przemocy, który przy okazji zostaje doprawiony
smoliście czarnym poczuciem humoru. Jak przystało na twórczość
autora „Urodzonych morderców”, pozorna atrakcyjność
przedstawionego w ten sposób świata okazuje się jednak zwodnicza. Z biegiem czasu w reżyserze odzywa się bowiem pasja zbuntowanego aktywisty. W filmie Stone'a lokalne konflikty
między handlarzami narkotyków swoją brutalnością niewiele różnią
się od działań wojennych w Iraku. Winą za taki stan rzeczy
reżyser obarcza głównie hipokryzję polityki narkotykowej Stanów
Zjednoczonych. Nawet jeśli w "Savages" reżyser ryzykuje
zwyczajowe oskarżenia o demagogię i populizm, Ameryka powinna mieć
się na baczności. Jeden z jej najbardziej przenikliwych krytyków
powrócił w wielkim stylu.
Savages: ponad bezprawiem
Reżyseria: Oliver Stone
Ocena: 9/10
Savages: ponad bezprawiem
Reżyseria: Oliver Stone
Ocena: 9/10
Bardzo wysoka ocena. Co mnie trochę zaskakuje, bo jak do tej pory spotykałem się niemal jedynie z negatywnymi opiniami wobec tego filmu. No ciekawe, ciekawe - zobaczymy.
OdpowiedzUsuńPolecam. Dla mnie to odświeżający powrót do stylistyki rodem z "Pulp Fiction", "Dzikości serca" czy "Urodzonych morderców", a więc tego, co najlepsze w amerykańskim kinie lat 90. Będę ciekaw opinii po seansie :).
OdpowiedzUsuń